„Uzależnienie od hazardu to choroba. Jesteś chory. Będziesz chory do końca życia. Nawet jak przestaniesz grać”. Ilekroć mówili mi to w ośrodku, oburzałem się i wkurzałem. Minęły ponad 2 lata. Nie gram. Staram się żyć normalnie. Pracuję nad tym, by tak było. Mimo to, co jakiś czas w moim życiu dzieje się coś, co potwierdza, że mieli rację.

Ta świadomość jest potrzebna do tego bym trzymał się w ryzach. Z drugiej strony bywa przygnębiająca. Zwłaszcza, gdy następuje dołek. Zakasasz rękawy, szukasz rozwiązania, podejmujesz działania. Gdy jednak przeanalizujesz okoliczności okazuje się, że czujesz się źle nie tylko przez to, że coś poszło nie tak. Czujesz się źle, bo sobie z tym nie radzisz. A nie radzisz sobie, bo jesteś chory.

W styczniu 1998 roku Międzynarodowa Klasyfikacja Chorób nadała hazardowi status zaburzenia psychicznego, nadając mu indywidualny numer statystyczny F63.0 definiując je jako: „polegające na częstym powtarzającym się uprawianiu hazardu, który przeważa w życiu człowieka ze szkodą dla wartości i zobowiązań społecznych, zawodowych, materialnych i rodzinnych”.

„Zaburzenia psychicznego”. Właśnie dlatego, mimo że już nie uprawiam hazardu, pozostaję chory. Ponad 10 lat grania sprawiło, że mechanizmy uzależnienia wciąż siedzą w mojej głowie i od czasu do czasu się uaktywniają. Nie powoduje to tego, że wówczas na skrzydłach lecę do najbliższego bukmachera, ale mogłyby to spowodować, gdybym ich nie dostrzegał i pozwalał im się rozhulać.

Uaktywnione mechanizmy odbijają się na moim samopoczuciu. Potęgują emocje. Bywa, że bardzo. Stany euforyczne mam już za sobą. Od dłuższego czasu skutecznie im zapobiegam. Gorzej znoszę niepowodzenia. Zwłaszcza, gdy się nagromadzą. A tak wciąż bywa. Wtedy mechanizmy ciągną mnie w dół. Tak jak ostatnio.

Nie jestem małym chłopcem. Wiem, że nie zawsze świeci słońce. Gdy jednak za długo pada deszcz zdarza się, że dostaję kataru. A gdy jeszcze wcześniej prognozy sugerowały ocieplenie, a nagle robi się zimno, dostaję gorączki. Nie zawsze, bo po każdej takiej sytuacji, staram się wyciągać wnioski, a jednak jeszcze mi się to zdarza.

Do tego dochodzi wstyd i poczucie winy, które ciągle gdzieś w człowieku siedzą i chyba wciąż zaburzone poczucie własnej wartości. Bo ludzie gadają. Bo źle gadają. I bez względu na to zrobię, znajdą się tacy, którzy i tak będą na mnie patrzeć tylko przez pryzmat tego, co zrobiłem wcześniej. Bo straciłem przez to część znajomych, a do innych boję się odezwać w obawie przed tym, że także mnie odrzucą.

Dlatego muszę robić swoje. Przede wszystkim muszę pamiętać o swojej chorobie. Nie po to by się rozczulać, ale by zachowywać czujność. Nie mogę pozwalać na to, by mechanizmy uzależnienia od hazardu hulały w mojej głowie, bo działa to na mnie destrukcyjnie. A piszę o tym, by się zdyscyplinować, bo ostatnie dni były trudniejsze. Ale przeżyłem i jest lepiej.

Muszę robić swoje także w kontekście bloga i towarzyszących mu działań. Ludzie gadają i będą gadać. Bez względu na to co zrobię i czego nie zrobię. Dziś, czy jutro. Dlatego zamierzam działać. Zgodnie z planami, które krążą mi po głowie.

Bo jak powiedział kiedyś Jan Paweł II: „Wczoraj do ciebie nie należy. Jutro niepewne… Tylko dziś jest twoje”.

Udostępnij lub wyślij:

2 thoughts on “Chory do końca życia

  1. Ja mam to samo. Przepalam pieniądze łudząc się, że wygram. W tym miesiącu gram już z debetu bo pensja poszła na depozyty. Nie mam jeszcze długów, bo nie mam znajomych. Równia pochyła do samo. Taki będzie koniec, ale nie żałuję bo i tak jestem życiowym bankrutem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *