W rozmowie z Pawłem Kapustą z Wirtualnej Polskiej poruszyliśmy tematy, które dotychczas pomijałem. Chodzi o stratę pracy w PZPN i pożyczanie pieniędzy od piłkarzy. Zapraszam.
Paweł Kapusta: To prawda, że zostałeś zwolniony z PZPN, bo dzwoniłeś do piłkarzy i próbowałeś od nich pożyczać pieniądze?
– Tak.
Chodzi o piłkarzy z pierwszych stron gazet? Reprezentantów Polski?
Też. Ale żeby była jasność: nie dzwoniłem do nich na chybił trafił. Prosiłem o pomoc osoby, z którymi miałem nieco bliższe relacje. Uważałem ich za ludzi, do których mogę się zwrócić po pomoc, gdy ratowałem swoje życie. A chęć ukrycia moich problemów przed narzeczoną i bliskimi w obawie przed ich stratą uważałem wówczas właśnie za walkę o życie.
Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Większość ekipy PZPN i „Łączy nas piłka” była na wyjeździe z reprezentacją, a ja pracowałem wtedy w biurze w Warszawie. Wyszedłem na moment na papierosa. Gdy chciałem wrócić, nie zadziałała mi karta. Wpuścił mnie kumpel, który był ze mną. Chwilę później chciałem wysłać maila, ale nie zadziałała skrzynka pocztowa. Nagle dostałem telefon: – Sorry, że w tej kolejności, ale w związku z zaistniałą sytuacją musimy porozmawiać.
Kilka dni później spotkaliśmy się i porozmawialiśmy. Zostałem zwolniony, ale rozumiem to. Byłoby słabo, gdyby ktoś podchwycił temat, że „pracownik PZPN, wykorzystując swoją pozycję, pożycza pieniądze od reprezentantów Polski”.
Na miejscu twoich przełożonych zrobiłbyś pewnie to samo.
Oczywiście, nie mam do nikogo pretensji. Mogę mieć je tylko do siebie. Jedyne, co mnie trochę zabolało, to sposób, w jaki się to odbyło. Ta karta, e-mail… Rozumiem jednak, że musieli szybko działać, więc jest ok. Nawet bardzo ok. Po tym jak mnie zwolniono, napisem maila do dyrektora Janusza Basałaja, bo wszystko działo się tak szybko, że nie miałem okazji z nim porozmawiać. Odpisał mi: „Szymon, są różne sytuacje w życiu człowieka. Trzeba mieć odwagę by zmierzyć się z trudnymi problemami. Wierzę, że dasz sobie z tym radę. Wiem, że nie jest Ci łatwo, ale chciałbym Ci serdecznie podziękować za dobrą, merytoryczną współpracę. Do miłego zobaczenia na stadionach kraju i świata”. Nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczyło.
Przykro mi tylko, bo wygląda to tak, że pracownik PZPN wykorzystuje pozycję, by pożyczać kasę od piłkarzy. Nikogo nie interesuje, że pomocy szukałem u zawodników, których znałem od lat. Miałem z nimi relację, gdy kopali jeszcze w Młodej Ekstraklasie. Gdy dopiero wchodzili do dorosłej piłki. Kilku z nich pożyczyło mi pieniądze. Nie ci z reprezentacji. Z Ekstraklasy. Ale pożyczyli. Jest jeszcze inna rzecz, której się strasznie wstydzę. Gdy rozmawiałem z nimi, wymyśliłem bajkę o bracie uzależnionym od hazardu. Tego wstydzę się bardziej niż samych próśb o pomoc, bo ich po prostu okłamałem.
Do jednej z osób, która mi wtedy pomogła, napisałem niedawno wiadomość na Facebooku z gratulacjami po udanym meczu. Odpisał mi: „Mam do ciebie prośbę: nie pisz do mnie ani w sprawie gratulacji, ani życzeń”. To cholernie zabolało, bo uważałem go za kumpla. Po wyjściu z ośrodka dostałem od narzeczonej ściankę ze zdjęciami z najlepszych momentów mojego „piłkarskiego” życia. Na jednym jestem z nim. Ale on nie chce mnie już znać. Żeby nie było, kasę mu oddałem, ale go okłamałem. To kolejna rzecz, która bardzo mnie boli. Boli tym bardziej, bo go rozumiem.
Całość w serwisie WP Sportowe Fakty – TUTAJ.
Zobacz także:
– Wywiad dla Interplay.pl
– Wywiad dla goal.pl