8 tygodni w ośrodku to 56 dni z dala od rodziny, bliskich i znajomych. Dni i nocy, podczas których codziennie o nich myślałem. W przeciwieństwie do ostatnich lat, gdy ważniejsze od ich wszystkich było obstawianie meczów.
Jestem w związku już ponad 8 lat. Już po 6 miesiącach zamieszkaliśmy razem. Od tamtej pory każdy dzień wyglądał tak samo: Gdy wychodziłem z domu ona zawsze biegła do drzwi, by przytulić się na pożegnanie i pocałować. Gdy wracałem znów przybiegała, tym razem by się przywitać, z radością jakbym wracał po latach pobytu na wojnie, a najczęściej był to tylko dzień spędzony w pracy. W dodatku zawsze tuliła mnie tuż po przebudzeniu i tuż przed zaśnięciem. Zawsze.
Odkąd urodził się mój brat byliśmy nierozłączni. Ja, jako ten starszy, bawiłem się z nim, uczyłem grać w piłkę, z czasem starałem się doradzać w jego pierwszych relacjach z koleżankami. Dopiero, gdy poszedł do gimnazjum trochę się oddaliliśmy. Jego pochłonął świat młodzieńczych lat i związanych z nimi pokus, mnie – hazard. Później bywało różnie, ale zawsze był dla mnie bardzo ważny. I ja dla niego chyba też. Nawet, gdy go zawodziłem. Był ze mną tuż przed wyjazdem do ośrodka, a wiedział już, że kredyt, na którego go naciągnąłem był na moje długi i granie.
Mama to najwspanialsza kobieta na świecie. Ze względu na system pracy taty przez większość życia wychowywała nas sama i oddawała temu całe swoje serce. Gdy słyszę czasem pytanie o definicje miłości to natychmiast w mojej głowie pojawia się – Mama. Od zawsze robiła co mogła, by wychować nas na porządnych ludzi. Ja od małego ją zawodziłem, ale Ona nigdy się nie poddawała i zawsze mnie wspierała. Zawsze. Również, gdy byłem w ośrodku.
Tata to wspaniały facet. Ze względu na jego pracę bardzo często byliśmy w rozłące, ale myślę, że to umacniało nasze więzi. Pracował po to, by niczego nie brakowało żonie i dzieciom. Może to śmiesznie zabrzmi jako, że jestem hazardzistą, lecz oddałbym sporą część zarobionych przez Tatę pieniędzy, by mieć go częściej w domu. Podczas mojego dzieciństwa tata był wymagający. Także dzięki niemu, może coś jeszcze ze mnie będzie.
Bliscy. Od małego byłem bardzo rodzinny i przejmowałem się losami wszystkich. Hazard pozbawił mnie jednak tej cechy. Dopiero w ośrodku przypomniałem sobie jak ważne są dla mnie babcie, ciocie, wujkowie, kuzynostwo – po prostu rodzina.
Znajomi. W podstawówce i gimnazjum nie miałem ich wielu. Byłem wówczas raczej obiektem kpin. Później przeprowadziłem się do innego miasta i w liceum robiłem wszystko, by to nadrobić. Skutecznie pomagał mi w tym hazard i pieniądze, które na nim zarabiałem. Przez ten czas poznałem jednak i wartościowych kumpli, którzy zostali ze mną, gdy zacząłem przegrywać. Starali się przemówić mi do rozsądku, ale wolałem grać. Na studiach i później w pracy znów ważniejsze było obstawianie meczów. Dziś nikt już do mnie nie dzwoni.
Jadąc do ośrodka przejmowałem się przegranymi pieniędzmi i długami. Dopiero w ośrodku zrozumiałem, że stawką kolejnych kuponów byli mama, tata, brat, narzeczona. Ich na szczęście nie przegrałem. Jeszcze nie. Dlatego nie chcę już grać.