„Jak? Dlaczego? Nie można przestać? Mówił, że mnie kocha i zrobi dla mnie wszystko, a tego jakoś nie może…” Podobne treści regularnie pojawiają się w wiadomościach od czytelników w odniesieniu do ich bliskich, którzy zmagają się z uzależnieniem od hazardu. Nie jestem w stanie odpowiedzieć za wszystkich. Postanowiłem jednak opisać jak to funkcjonowało u mnie. Może choć trochę pozwoli Wam to zrozumieć mechanizmy, które rządzą hazardzistami.
Początki
„Zacząłem grać, by podbić sobie emocje podczas oglądania meczów” – piszą do mnie hazardziści. Podniesienie emocji to najczęściej wskazywany powód rozpoczęcia przygody z bukmacherką wśród moich czytelników. Inny powód to towarzystwo. Tak było choćby ze mną. Kolega pochwalił się, że wygrał. Później drugi, a później już grałem ja.
Inni zostali zachęceni przez reklamy zakładów bukmacherskich. Te regularnie pojawiają się w telewizji, a jeszcze więcej jest w ich w Internecie. Wystarczy, że interesujesz się piłką nożną i odwiedzasz strony internetowe o tematyce piłkarskiej. Reklam „buków” jest tam mnóstwo. Podobnie jak w mediach społecznościowych.
To co zachęca do gry w tych reklamach to „wielkie emocje”, „zakład bez ryzyka”, „bonusy powitalne”, „darmowe zakłady”. Chodzi o to, by klient zarejestrował się na stronie internetowej bukmachera i wpłacił tam pieniądze. W zamian dostanie od bukmachera np. dodatkowe środki na grę lub zwrot stawki w przypadku przegranej. Kusi? Oczywiście! Taki ktoś skorzysta z owego bonusu powitalnego i… zostanie.
Bo po co miałby usunąć konto? Nawet jak przegrał, to bukmacher zwrócił mu stawkę w ramach powitalnego bonusu, więc to co wpłacił wciąż ma na koncie. A więc może dalej grać. Nawet jak przegra ponownie, to towarzyszące grze emocje, kuszą by spróbować ponownie. „Bo trzeba się odegrać”, bo „trzeba odzyskać to, co się przegrało”.
Wygrana? „Gra się po to, by wygrywać”. „Trzeba iść za ciosem”. „Jestem X zł do przodu, więc nawet jak przegram to stracę tylko część tego, co wygrałem. Zostanie mi Y, więc i tak będę miał więcej niż na początku” – myślałem wówczas. Podobne myśli, z tego co wiem z opowieści innych hazardzistów, towarzyszą wielu początkującym graczom.
Gra to nie problem, ale…
Jeżeli obstawiasz zakłady bukmacherskie, lub robi to ktoś z bliskich Ci osób, nie oznacza od razu, że dzieje się coś złego. To tak jak z alkoholem. Nie każdy kto spożywa alkohol jest alkoholikiem. Alkoholikiem jest ten, który utracił kontrolę nad ilością spożywanego alkoholu. Tak samo jest z hazardem.
Hazard staje się problematyczny, gdy ktoś utracił nad nim kontrolę. Poświęca na grę więcej czasu niż zakładał. Przeznacza na grę więcej pieniędzy niż planował. Poszukuje nowych sposobów na pozyskanie środków na grę. Kłamie na temat tego, ile czasu i pieniędzy przeznacza na grę.
Pułapka wygranych
Gdy zakładałem bloga wiele hazardzistów drwiło z mojego problemu. Wyśmiewali moje amatorskie sposoby gry (choć nigdy o nich nie pisałem, więc ich nie znali) i chwalili się tym, ile to oni wygrywają. Ja też wygrywałem. Też dużo. To właśnie wielkie wygrane sprawiły, że uzależniłem się od hazardu.
Pierwsza faza uzależnienia od hazardu patologicznego nie bez powodu nazywa się – „faza zwycięstw”. Opisana jest ona w następujący sposób: „Okazjonalne granie i pierwsze wygrane. Następuje pobudzenie i chęć większych wygranych. W konsekwencji gra się częściej i za coraz większe stawki. W przypadku „wielkiej wygranej” pojawia się nieuzasadniony optymizm. Człowiek zaczyna wierzyć, że może częściej i więcej wygrywać, więc obstawia jeszcze większe pieniądze”.
Nic dodać, nic ująć. Dokładnie tak było u mnie. U mnie i u wielu innych hazardzistów, których historie poznałem. Wraz z kolejnymi wygranymi „nieuzasadniony optymizm” narastał. Ja nie tylko wierzyłem, że mogę częściej i więcej wygrywać. Ja byłem o tym przekonany. By to przyspieszyć grałem za coraz większe stawki.
Straty, desperacja i utrata nadziei
Wysokie stawki to ryzyko dużych strat. W przypadku przegranych następuje chęć odegrania się. Kolejne niepowodzenia zwiększają chęć odrobienia utraconych środków, dlatego stawki kuponów idą w górę. Pojawiają się pierwsze pożyczki. Hazardzista cały czas wierzy, że nastąpi „wielka wygrana”, która pozwoli je spłacić. Ewentualne wygrane idą na spłatę długów, ale prędzej czy później gracz znów pożycza pieniądze. To druga faza uzależnienia od hazardu – „faza strat”.
Narastające długi powodują panikę. Następuje separacja od rodziny, bliskich i znajomych. Pojawia się wyrzuty sumienia, poczucie winy, wyczerpanie, bezradność i depresja. Bywa, że obciążenia prowadzą do przestępstw. Ja przestępstw nie popełniłem, ale hazardzista, którego poznałem – tak. Ja brałem pożyczki i on brał pożyczki. On w pewnym momencie zaczął je brać także nie na swoje nazwisko… To trzecia faza uzależnienia od hazardu – „faza desperacji”.
Ostatnia faza to „faza utraty nadziei”: „Poczucie beznadziejności sprawia, że pojawiają się myśli i/lub próby samobójcze. Zostają wówczas 4 wyjścia: ucieczka w inne uzależnienie (alkohol/leki/narkotyki), więzienie, śmierć (samobójstwo lub z ręki wierzycieli) lub zwrócenie się po pomoc”.
Dzięki Bogu ja otrzymałem pomoc.
wydaje mi sie ze jestam w trzeciej fazie gubie sie juz w myslach i nie wiem co z tym zrobic a obciazac rodziny wolalbym wykupic wysokie ubezpieczenie i skonczyc wszystko…tak jest latwiej.