Kilka dni temu miałem urodziny. W oczekiwaniu na nie przychodziły mi do głowy rozmaite pomysły na to, by uczynić je wyjątkowymi. Rzeczywistość je jednak zweryfikowała. Dzień urodzin okazał się… zwykłym dniem. Dniem, który mimo braku „fajerwerków”, będę wspominał jako jedne z moich najlepszych urodzin.
Już w styczniu napisał do mnie brat z pytaniem, czy organizuję urodzinową imprezę. Musiał wiedzieć wcześniej, ponieważ ustalał grafik w pracy i chciał mieć wolne. Już sam fakt, że o mnie pomyślał sprawił mi ogromną radochę. Nasze relacje układały się przecież różnie. Gdy był mały, było znakomicie. W obie strony. Dopiero gdy poszedł do gimnazjum nasze drogi zaczęły się rozchodzić. On wpadł w okres buntu, ja w sidła hazardu. Później znów nieco się zbliżyliśmy. Problem w tym, że jego uwagę starałem się przyciągać swoją zajebistością, która w rzeczywistości była wytworem mojej chorej głowy. W skrócie chodziło o to, że już grałem, co starałem się wykorzystywać, by mu imponować. Wiesz… Ekspert w obstawianiu meczów, który zarabia na tym krocie i żyje jak król, mimo młodego wieku. Imponowało mi to, a co dopiero jemu – 5 lat młodszemu. Później znów się zjebało, gdy poznał prawdę o mnie i dowiedział się, że hazard jest moim przekleństwem. Że wpakowałem się w ogromne problemy i przez ostanie lata wszystkich, w tym jego, okłamywałem. A mimo to wciąż chce mieć znać. Napisał do mnie, bo chciał być na moich urodzinach.
Pytanie brata przekazałem narzeczonej. Powiedziała, że imprezy nie robimy, bo chce abyśmy ten dzień spędzili we dwoje. Początkowo trochę mnie to zabolało. Miałem bowiem wizję, że spędzę ten dzień nie tylko z nią, ale i z innymi ważnymi dla mnie osobami. Bratem, kuzynem, kilkoma kolegami… I w teorii mogło tak być. Decyzję o organizacji imprezy mogłem przecież podjąć sam. Mogłem też powiedzieć narzeczonej, że chcę, by byli z nami także inni. Na pewno by zrozumiała i się zgodziła. Nie zrobiłem jednak tego. Bo uniosłem się honorem. Bo zabrakło mi odwagi. Bo oprócz brata i kuzyna nie miałbym kogo zaprosić, ponieważ z dawnymi ziomkami nie utrzymuję kontaktu. Gdy uzmysłowiłem sobie to ostatnie zrobiło mi się przykro. Szczególnie, że niewiele zrobiłem, by ten kontakt był. Dlaczego? Tradycyjnie – ze strachu. Bałem się, że wiedzą. Bałem się, że nie wiedzą i że będę musiał udawać. Albo że będę musiał powiedzieć im prawdę. Bałem się odrzucenia. Bałem się, mimo tego, że nikt kto dotychczas poznał prawdę mnie nie odrzucił. Bałem się ich wszystkich, a problem tak naprawdę miałem ja, nie oni.
Dzień przed urodzinami zadzwonił do mnie tata. Okazało się, że kolejnego dnia leciał do pracy przez Warszawę, gdzie aż 5 godzin miał czekać na kolejny samolot. Zapytał, czy nie przyjechałbym na lotnisko, by się z nim spotkać. Odmówiłem tłumacząc, że mam urodziny i narzeczona już zaplanowała nam czas. Nie wiem, co wówczas pomyślał, ale powiedział, że to rozumie i nie ma problemu.
Nastał dzień urodzin. Tuż po przebudzeniu narzeczona złożyła mi życzenia. Później z życzeniami zadzwonił tata. „Synu, życzę ci spełnienia marzeń. Albo nie. Może nie spełniaj marzeń, a załatw wszystkie swoje sprawy”. Te „sprawy” to problemy, z którymi się borykam w wyniku mojego uzależnienia od hazardu. Wiem, że tata miał dobre intencje. Nie powiedział nic złego, a mimo to jego życzenia mnie zasmuciły. Od lat przy okazji urodzin, czy świąt Bożego Narodzenia życzy mi się tego samego. Zawsze mniej lub bardziej mnie to dołuje. Marzę o dniu, w którym usłyszę popularne: „Zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń”. Po prostu.
Z upływem dnia przychodziły kolejne życzenia. Większość przez Facebooka i smsy. Każde bardzo mnie ucieszyły, mimo że nikt poza rodzicami już nie zadzwonił.
W ciągu dnia odezwała się ponownie narzeczona. „Słuchaj, znalazłam fajną restaurację niedaleko lotniska. Pomyślałam, że będziesz chciał spotkać się z tatą. Mogę zadzwonić do niego, by tam podjechał”. NIE MASZ POJĘCIA JAK SIĘ UCIESZYŁEM! Był też pomysł, by pojawił się tam także mój brat ze swoją dziewczyną, ale niestety gorączka zatrzymała go w domu.
Ostatecznie urodziny spędziłem z narzeczoną i z tatą. Około 3 godzin, bo tata musiał wracać na lotnisko. Było zajebiście! Porozmawialiśmy, pośmialiśmy się… Było naprawdę bardzo miło. Później wróciłem z narzeczoną do domu. Obejrzeliśmy jeszcze film i poszliśmy spać.
Marzyłem o urodzinowej imprezie, a okazało się, że wystarczyła mi obecność narzeczonej i taty, by przeżyć jedne z najlepszych urodzin w moim życiu.
Szkoda tylko, że nie było z nami mamy i brata. Jestem jednak przekonany, że w przyszłości to nadrobimy.