Tuż po świętach w serwisie Press.pl pojawił się wywiad ze mną. Swoją hazardową historią tym razem podzieliłem się z Piotrem Zielińskim. Powspominaliśmy też czasy, gdy pracowałem jako dziennikarz sportowy. Zapraszam!
fot. legia.net
(…)
Pierwsza myśl o dziennikarstwie?
Kiedy przestałem tańczyć, zacząłem szukać okazji do zaczepienia się w redakcji. Obserwowałem jednego z dziennikarzy, Leszka Bartnickiego (obecnie jest prezesem klubu GKS Tychy), który wtedy pracował w telewizji nSport. Znalazłem go na Naszej Klasie, napisałem do niego, a on skierował mnie do portalu Sport24.pl. Kiedy kończyłem liceum i szykowałem się do wyjazdu na studia, Leszek ponownie dał mi cynk. Tym razem była to informacja, że „Piłka Nożna” tworzy nowy portal internetowy i że szukają ludzi.
W międzyczasie zdobyłeś dziennikarskie szlify?
Po drugiej klasie liceum poleciałem na wakacje do pracy do Szkocji. Mieszkałem w Dundee u rodziny, a w pobliskim St. Andrews do nowego sezonu przygotowywała się Barcelona. Nie mogłem nie skorzystać z takiej okazji. W Dundee United grał wtedy Łukasz Załuska. Nawiązałem z nim kontakt, a on bardzo fajnie się mną zaopiekował. Miałem 17 lat, a on potraktował mnie wówczas jak dorosłego człowieka. Udzielił mi wywiadu, a przy okazji meczu z Celtikiem zapoznał mnie z Arturem Borucem. Od czasu do czasu pojawiałem się w St. Andrews. Pisałem relacje z treningów Barcelony. Jak wysłałem swoje CV do „Piłki Nożnej”, to zainteresowano się mną głównie ze względu na to doświadczenie z ligą szkocką. Kiedy zacząłem studia dziennikarskie w Warszawie, od razu zacząłem pracę w redakcji. Rodzice widząc, że są związane z tym jakieś perspektywy, wspierali mnie w tym.
Zacząłeś czytać książki piłkarskie, wnikać bardziej w ten świat? Czy to było pisanie o bieżących sprawach?
Pierwsze teksty były krótkimi relacjami, czy zapowiedziami meczów. Trudno wtedy o wybitną twórczość. Trzeba było sprawdzić statystyki, poszukać wypowiedzi z konferencji. Ja bardzo szybko nastawiłem się na wywiady, miałem założenie, że chciałbym być w tym jak najlepszy. Byłem ciekawy, miałem mnóstwo pytań, wiele wywiadów mi się nie podobało. Wywiady były czymś, w czym chciałem się specjalizować.
To chyba jednak domena nieco bardziej doświadczonych dziennikarzy?
Adam Godlewski, który pełnił funkcję wicenaczelnego, poradził mi, bym skoncentrował się na młodych piłkarzach. Chodziło o to, że ze względu na podobny wiek łatwiej było nawiązać relacje, które w przyszłości miały ułatwić mi pracę. Posłuchałem go i w ten sposób poznałem np. Pawła Wszołka, Piotrka Zielińskiego, czy Arka Milika. Trochę wcześniej niż ci stali się znani przeciętnym kibicom. W tamtym czasie było to pomocne, a niektóre ze znajomości przetrwały nieco dużej. Już po wyjściu z ośrodka leczenia uzależnień, przy okazji zgrupowania reprezentacji, spotkałem się z Arkiem. Podarował mi wówczas swoją koszulkę Napoli. Mówię o tym, bo było dla mnie bardzo miłe i dało trochę satysfakcji. Zwłaszcza, że mnie już przy piłce nie było.
Jakie cechy charakteru pomagały ci w tej pracy?
Uważam, że jestem bardzo kontaktowy, to duża zasługa tańca towarzyskiego. Gdy moi rówieśnicy byli na etapie zaczepiania dziewczyn ciągnąc je za włosy, ja brałem je za rękę. Nie zostałem komentatorem, jak marzyłem na samym początku, ale robienie wywiadów czy nawet pisanie relacji sprawiało mi wiele radości.
(…)
Janusz Basałaj, twój szef wysłał ci maila i podziękował za współpracę. Z kimś się spotkałeś? Próbowałeś rozmawiać, tłumaczyć swoje zachowanie?
Tak, odpisał na mojego maila i to było bardzo miłe. Myślałem o spotkaniu, ale nie miałem odwagi, by je zaproponować. Nie wiem też, jak miałoby wyglądać takie spotkanie. Napiłbym się z nim kawy, ale nie wiem, co powinienem powiedzieć. Przeprosić? Powiedzieć, jak jest teraz? Czym się zajmuję? Czym innym jest rozmowa na Facebooku, a czym innym rozmowa twarzą w twarz.
Całość w serwisie Press.pl – TUTAJ.
Zobacz także:
W magazynie „Press”
W serialu w CANAL+