Doświadczenia z ostatnich kilku, może nawet kilkunastu miesięcy dały mi wiedzę i świadomość tego, że by dobrze się czuć muszę na bieżąco stawiać czoła trudnością, które napotykam. Tymczasem zostało 1,5 tygodnia lutego, a mi towarzyszy z tego powodu ogromne napięcie i stres. Wszystko przez to, że nie zrobiłem dotychczas najważniejszej rzeczy, którą powinienem zrobić już niemal 6 lat temu. Nie zrobiłem tego, bo choć w teorii było to najważniejsze, zawsze znajdywałem coś, co było ważniejsze i pilniejsze.
Sprawa, o której piszę powinna mieć swój finał w 2012 roku. Finału jednak nie było, ponieważ ważniejsza była wówczas praca i hazard. To właśnie chęć bogacenia się sprawiła, że jednym z głównych priorytetów w swoim życiu, zwyczajnie wytarłem sobie dupę.
Dostałem od życia kolejne szanse, aby mimo zwłoki czasowej, uporać się z tą sprawą. Podobnie jak w przeszłości, za każdym razem coś było jednak ważniejsze. Po wyjściu z ośrodka w styczniu 2017 roku wydawało mi się, że wyciągnąłem wnioski. Że tym razem będzie inaczej. Wiedziałem jakie to jest ważne, zwłaszcza dla rodziców. I to głównie dla nich, zwłaszcza wobec bólu, który dostarczyłem im swoim uzależnieniem, tym razem miałem ową sprawę załatwić.
Minionej wiosny podjąłem w tym celu stosowne działania. Pewien ich etap udało mi się nawet zakończyć już w czerwcu. Zająłem się kolejnym etapem, ale ze względu na to, że miałem sporo czasu na jego realizacje, działem powoli. Bardzo powoli.
Czas zleciał i jesienią minionego roku musiałem przyspieszyć działania. Niemal natychmiast zrealizowałem więc 1/3 kolejnego etapu tej sprawy. Niestety, zamiast pójść za ciosem, osiadłem na laurach. Zadowoliłem się tym, co zrobiłem i jak szybko to zrobiłem. Z doświadczenia wiedziałem, że tak może być. Mówiłem o tym nawet swojej terapeutce. Wiedziałem zatem też, że muszę działać, by tym razem było inaczej. Ale głównie ze względu na to, że miałem jeszcze trochę czasu, na gadaniu się skończyło.
Efekt jest taki, że zostało 1,5 tygodnia lutego i mam ciepło. Do końca miesiąca ta sprawa miała być załatwiona. Załatwić jej już na pewno nie zdążę. Do końca miesiąca mam więc czas (i to muszę zrobić!), aby zapewnić sobie dodatkowe miesiące na jej realizacje. Z „wywiadu”, którego zaczerpnąłem w minionym tygodniu słyszałem, że jest to możliwe. Pod pewnymi warunkami. To właśnie ich spełnienie elektryzuje mnie w ostatnich dniach. Wszystko przez to, że muszę liczyć na przychylność innych. I choć powinienem ją uzyskać, boję się. Boję się odmowy, która właśnie przez to, że sprawa powinna już finiszować, może się pojawić. Ale nie musi.
Spytasz, dlaczego piszę ten tekst? Trudno mi to wytłumaczyć. Najprawdopodobniej chodziło o to, bym zrzucił gdzieś te ciężary, które noszę i które (zwłaszcza w ostatnich dniach) bardzo mi ciążą. Dziś obudziłem się cholernie podenerwowany i roztrzęsiony. Teraz, gdy kończę ten wpis czuję się nieco lepiej. Po dokończeniu minionego zdania wziąłem głęboki wdech. Wiem bowiem, że chcąc naprawdę poczuć się lepiej – MUSZĘ zacząć działać. I to NATYCHMIAST. Proszę, trzymaj za mnie kciuki.