15 listopada 2016 roku rozpocząłem terapię w zamkniętym ośrodku leczenia uzależnień, w którym spędziłem 8 tygodni. Wczoraj minął więc rok od tego wydarzenia. Z tej okazji wrzuciłem na Facebooka i Twittera wpis z maja, w którym opisałem właśnie przyjazd do ośrodka. Niektórzy z Was nieco się tym oburzyli 😉 „Już to czytałem, napisz wreszcie coś nowego!”, „Mógłby pan napisać, co zmieniło się przez ten rok?”, „Fajny tekst, ale już go znam. Bardzo chciałbym przeczytać, jak to teraz wygląda”. Otóż początkowo miałem plan, być coś takiego opisać. We wtorek wieczorem przysiadłem do tego, ale okazało się, że nie wiem co napisać. Zmobilizowaliście mnie, dlatego podejmuję kolejną próbę.
Niemal od początku listopada, gdy dotarło do mnie, że za chwilę minie rok od mojego wyjazdu „na wczasy”, moje całkiem niezłe na co dzień samopoczucie nieco podupadło. Wszystkie wspomnienia nagle ożyły z większą niż dotychczas intensywnością. Niektóre z nich były niezwykle bolesne, ale paradoksalnie to nie one okazały się największym ciężarem. Zacząłem przypominać sobie to czego się tam uczyłem, to jakie plany miałem na dalsze życie i to właśnie refleksje na temat tego ile udało mi się zrobić najbardziej mnie rozpraszały.
W ósmym (ostatnim) tygodniu pobytu w ośrodku, tak jak każdy pacjent musiałem przygotować „plan dalszego zdrowienia”. Wrzucałem go już na bloga, a wyglądał tak:
„Skończyłem z graniem na zawsze. Hazard to śmiertelna choroba, więc może mnie zabić. Bez względu na to co będzie się działo nie mogę rezygnować z dalszego leczenia, ponieważ walczę o życie. Moje uzależnienie wyżarło mi cząstki wszystkich sfer życia, które będę stopniowo odbudowywał. Muszę pamiętać, że nie da się tego zrobić od razu, więc by w te luki ponownie nie wskoczyła bukmacherka, będę korzystał z dalszej terapii.
Terapia jest niezbędna w dalszym leczeniu. O jej mocy wielokrotnie przekonałem się w Starych Juchach. Indywidualne zajęcia, choć często trudne, finalnie dawały mi ogromne poczucie szczęścia. Być może nie zawsze tak będzie, bo w życiu nie zawsze jest kolorowo, ale dzięki terapii uczę się radzić sobie w trudnych momentach. Terapia nie rozwiązuje problemów za mnie, ale dzięki temu, że pokazuje mi iż można sobie z nimi radzić, daje mi szczęście.
Po wyjściu z ośrodka będę korzystał z terapii indywidualnej. Pierwsze zajęcia odbędą się w środę i będą odbywać się regularnie – raz w tygodniu. To minimum, bo w rzeczywistości (szczególnie na początku) będzie ich więcej, co również zostało już uzgodnione z terapeutką.
Formą wspierającą moje dalsze leczenie będzie siatka wsparcia. Wsparcie od 8 lat daje mi narzeczona. Po wyjściu ośrodka chcę na bieżąco rozwiązywać nasze problemy. Odraczanie problemów je powiększa, a ja mam ich wystarczająco, dlatego teraz nie będę od nich uciekać. Będę starał się rozwiązywać je na bieżąco, dzięki czemu jutro będzie lepsze. W mojej siatce wsparcia znajdą się też ludzie, których poznałem w ośrodku. Znam ich krótko, lecz w Juchach wielokrotnie dawali mi wsparcie. Ogromne wsparcie, które bardzo często okazywało się zbawienne. Dziękuję za to! Wy też możecie na mnie liczyć.
Terapia, siatka wsparcia… Tak naprawdę wszystko zależy ode mnie, co oznacza że cały czas muszę nad sobą pracować. Przede wszystkim muszę zadbać o sferę psychiczną, a konkretnie radzenie sobie z krytyką i ze złością. Mam listę wyzwalaczy dot. obstawiania meczów, wiem jak sobie z nimi radzi. Jeżeli będę kontynuował terapię, będę nad sobą pracować i będę myśleć to pod pewnymi warunkami będę zdrowy.
W tym tygodniu pójdę też na siłownię, która będzie moją formą relaksu. Nie planuję więcej zadać, będę to robić na bieżąco. Co niedzielę będę robił retrospekcję i plan na kolejny tydzień. Pozwoli mi to się zdyscyplinować.
Zamierzam odbudować sferę społeczną. Chcę cieszyć się związkiem z narzeczoną, podrywać ją i urozmaicać nasz związek. Chcę odbudować relację z bliskimi. Zamierzam jednak robić to stopniowo. Czas wolny chcę przede wszystkim spędzać z narzeczoną. Muszę też mieć czas dla siebie. Będzie to siłownia i spotkania z kolegami. Więcej nie planuję, bo tego nie dźwignę. Muszę regularnie planować każdy dzień. Realizacja wyznaczonych zadań sprawi, że małymi krokami będę podążał w kierunku szczęścia.
Kontynuując terapię, pracując nad sobą, myśląc, tworząc plany dnia i tygodnia, które będę modyfikował – będę miał poczucie bezpieczeństwa w dalszym zdrowieniu. Ten plan mi go daje. Nawet, jeśli się mylę lub coś pójdzie nie tak z jego przestrzeganiem to mam terapię, wiedzę i mózg, by reagować. To mój plan na dalsze zdrowienie. Plan na szczęśliwe życie”.
Tak był plan, a co z tego wyszło?
1. NIE GRAM. No właśnie, co tu więcej napisać… W przeszłości już wiele razy padały z moich ust te słowa. Obiecywałem, przekonywałem, przysięgałem, a najczęściej po prostu kłamałem. Tym razem nie zamierzam ani kłamać, ani nikogo przekonywać. NIE OBSTAWIAM, przede wszystkim dla samego siebie.
2. TERAPIA. Minął rok, a wciąż uważam, że jest mi potrzebna. Wbrew powszechnej opinii terapia to nie jest ciągłe gadanie, że masz nie grać lub nie pić, że to złe, czy też jak masz odmawiać. Ja obecnie wcale nie rozmawiam ze swoją terapeutą o hazardzie. O czym więc gadamy? O codziennym życiu. Radzeniu sobie z presją, z emocjami, relacjach z bliskimi. Pobyt w ośrodku przypomniał mi jak ważna jest rodzina, ile warte jest ludzkie życie, czy obecność drugiej osoby.
Przyznam się Wam, że mimo tego co napisałem w planie, po wyjściu z ośrodka, moja terapia ani przez chwile nie odbywa się regularnie. Ostatnio nawet odbywa się rzadko. Mam jednak to szczęście, że zawsze mogę liczyć na swojego terapeutę.
3. SIATKA WSPARCIA. Jak łatwo zgadnąć to osoby, do których miałem zwracać się w sytuacjach kryzysowych. Poczynając od narzeczonej, a na osobach z ośrodka kończąc. Z wieloma z nich mam kontakt do dzisiaj, lecz nie tak częsty jak zakładałem.
4. RADZENIE SOBIE Z PRESJĄ I KRYTYKĄ. Długo szło mi całkiem nieźle. W pewnym momencie odkładanie niektórych spraw spowodowało, że stałem się bardziej nerwowy i szybciej się podpalałem. Ostatnio jest lepiej.
5. SIŁOWNIA. Ławka na siłowni to moja ławka terapeutyczna. Serio! Z chodzeniem na siłownię bywa jednak jak z terapią. Niby chodzę regularnie, tylko przerwy między treningami się wydłużają. Muszę się wreszcie zmobilizować i chodzić znacznie częściej, muszę!
6. SFERA SPOŁECZNA. Z narzeczoną jest obecnie wzorowo. Poprawiło się z rodziną, ale jeszcze wiele można poprawić. Gorzej z kolegami. Z jednej strony chciałbym się spotykać, z drugiej brakuje mi czasu, z trzeciej trochę się boję… Pisałem o tym TUTAJ. Trudna sprawa.
7. PLANOWANIE. Kurwa, jakbym był konsekwentny w planowaniu kolejnych dni to byłby sztos. A u mnie jest tak, że przez kilka dni coś sobie zaplanuje, coś z tego zrobię i potem przez 2-3 tygodnie się podniecam tym jak zajebiście działam. Problem w tym, że przez ten czas już nie planuje i za chwilę robi się syf. I powtarzam swojemu terapeucie jak ważne w moim funkcjonowaniu jest planowanie i wykreślanie zrealizowanych zadań. Powtarzam i… nie jestem konsekwentny. Systematyczności i wytrwałości mi brakuje!
Tyle. Minął rok i żyję. To chyba najważniejsza wiadomość. Z drugiej strony, kogo to obchodzi? Jakie to ma znaczenie? Nie gram, ale w to pewnie nikt lub prawie nikt mi nie wierzy. Mam nadzieję, że jestem lepszym narzeczonym, ale czy na pewno? Staram się być lepszym synem, ale czy jestem nim skoro wciąż wiszę rodzicom mnóstwo pieniędzy? Staram się być lepszym bratem, ale jesteśmy pokłóceni. Pisałem do niego dzisiaj, chciałem się pogodzić, ale on nie miał czasu podjąć decyzji czy chce mieć ze mną kontakt, mimo że 18 listopada minie miesiąc. On dużo pracuje, dlatego.
I tak to jest, rok po tym jak trafiłem do ośrodka. Trochę nudno, trochę smutno. Wciąż mam problemy i mieć je będę również przy okazji kolejnych rocznic. Problemy ma jednak każdy, co znaczyłoby, że jest normalnie. Normalnie.
Cholera, wyszło że normalnie = przeciętnie, czyli słabo… Przez ostatnie miesiące naprawdę było dobrze. Jest dobrze! Tylko ten spór z bratem trochę mnie smuci. Jest dobrze i będzie lepiej. Odkąd wyszedłem z ośrodka jest lepiej. Powoli, bardzo powoli, ale lepiej.
Witaj. Przeczytalem bloga w 1 dzien.
Pisz dalej. Bo warto
Super blog z zaciekawieniem go czytałem i dużo rzeczy podobnych przeżywałem
Czytam z nadzieją, ze i w moim/naszym przypadku rownez zacznę odliczac rocznice w trzeźwości. Tez w perspektywie jest ośrodek i tez w juchach.
Z calego serca ci gratuluję i mocno trzymam kciuki.
Czekam na wiecej.
Czesc. Nie patrz na to, co pisze kilka osob (uwazajacych sie za reprezentantow WSZYSTKICH uzaleznionych) na forum hazardzistow. To wbrew pozorom grono samolubow, nie sluchajacych innych, tylko wpatrzonych w siebie. Jak to ladnie piszesz na blogu, pato, ktorych razi ze przeklinasz. Rob swoje. Bardziej przemawia to co Ty piszesz tutaj, niz ich teoretyczno-filozoficzne rozwazania. Pozdrawiam.
Witaj. Świat hazardu i wszystkiego co z nim związane znam doskonale. Nie jestem hazardzistką, lecz żoną osoby uzależnionej. Znalazłam Twój blog i pochłonięta treścią nie mogłam się oderwać. Jakbym czytała o Nim- młody, przybojowy, towarzyski. A w tle rozgrywająca się tragedia. Jego, moja, naszego syna. Nasza. Bo jestem z nim, choć wiele razy chciała uciec, spakować się i ułożyć wszystko na nowo. Pierwszy krok zrobiony. 1 grudnia czyli wczoraj był u lekarza z wnioskiem o leczenie w ośrodku zamkniętym. Boję się, że nie da rady, że zdezerteruje, że będzie milion innych powodów żeby nie jechać.
Witaj. Dziękuję Ci za miłe słowa. Chylę czoła przed Tobą, bo wiem co przeżywasz i jak jest to trudne. Cieszę się z pierwszego kroku, o którym wspominasz. Rozumiem Twoje obawy. Bez względu na to co się wydarzy, będziesz je miała. Wiedz jednak, że jeśli trafi do ośrodka i przejdzie terapię, będzie tylko lepiej. Będzie trudno, ale będzie tylko lepiej.Gdybym mógł jakoś pomóc, gdybyś miała jakieś pytania – pisz śmiało. Mój adres e-mail jest w górnym, prawym rogu strony. Pozdrawiam.