Ośrodek leczenia uzależnień to często takie miejsce do którego człowiek najpierw nie chce pójść, a później oczekuje, że kilkutygodniowy pobyt w nim zakończy wszystkie jego problemy. W rzeczywistości jest to jednak przedszkole. Warto tam pójść, ale by później nie polec, po wyjściu należy kontynuować terapię.
Żeby była jasność: ośrodki leczenia uzależnień są wporzo. Wszystkim, którzy piszą do mnie w poszukiwaniu pomocy tłumaczę, że pomocy należy szukać u specjalistów, właśnie w ośrodkach leczenia uzależnień. Ja mogę tylko powiedzieć jak to było u mnie i robię to, bo z tego co piszecie to także jest dla Was pomocne. O tym już jednak było, m.in. – TUTAJ.
Ośrodki leczenia uzależnień. O nich też już pisałem. Tym razem nie konkretnie one są tematem wpisu, lecz to, co dzieje się po pobycie w nich. Ludzie migają się od tego, by pójść do ośrodka. Najczęściej ze strachu. Wymyślają różne wymówki, ale dla mnie można je wszystkie wrzucić do jednego wora. Prawie wszystkie. Niektórzy, zwłaszcza partnerki lub matki hazardzisty, nie chcą wysłać go do ośrodka, bo ojciec alkoholik był i mu nie pomogło. Albo ten hazardzista był już gdzieś wcześniej i jemu też nie pomogło.
I wiecie co? Mój ośrodek mi pomógł, ale myślicie, że pomógł wszystkim? Nie. Ostatnio jedna z czytelniczek chciała koniecznie dowiedzieć się gdzie się leczyłem, by wysłać tam swojego chłopaka – hazardzistę. Męczyła mnie o to przez kilka dni. Na koniec, gdy się dowiedziała, była bardzo zawiedziona. Okazało się, że w tym samym ośrodku co ja był jej tata – alkoholik. Odbył terapię, ale pije dalej.
Z moich obserwacji wynika, że dzieje się tak z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że osoba uzależniona trafia do ośrodka pod przymusem rodziny. Ok, czasem potrzebny jej impuls… Mam na myśli takie przypadki, że ktoś tam jedzie, bo ktoś go do tego zmusił wbrew jego woli. „No co się czepiasz?! Chciałaś, to pojechałem! Nie moja wina, że nie pomogło!”.
Dlatego wszystkim powtarzam, że według mnie wybór ośrodka nie ma znaczenia. Ważniejsze jest nastawienie z jakim człowiek do niego trafi. Mi powiedziano kiedyś: „Jeśli chcesz żyć, musisz iść się leczyć!”. Dziś ja powtarzam: „Nie jedziesz tam walczyć z uzależnieniem. Jedziesz tam walczyć o życie!”.
Drugi powód tego, że ktoś po wyjściu z ośrodka wraca do uzależnienia według mnie jest taki, że później nie kontynuuje terapii. Gość był w przedszkolu, zrobił kilka szlaczków, potem zaczął pisać koślawe literki. Pod koniec samodzielnie czytał elementarz i tak się tym podjarał, że uznał iż może iść na studia.
Nie, nie pozjadałem wszystkich rozmów. Nie, nie uważam się za Bóg wie kogo. Jestem 2,5 roku po wyjściu z ośrodka. Gdy wychodziłem niektórzy witali mnie z takim entuzjazmem jakbym wyszedł ze szpitala o własnych siłach po groźnym wypadku. A tak naprawdę ledwo stałem na nogach…
W tym wpisie chciałem zwrócić uwagę na to jak ważna jest dalsza terapia po wyjściu z ośrodka. W moim przypadku była to terapia indywidualna. JEST, bo trwa do dzisiaj. Wspominałem o tym w poprzednim wpisie. Gdybym nie kontynuował terapii po wyjściu z ośrodka… Gdybałem poprzednio, boję się co teraz wymyślę, dlatego wolę nie gdybać.
Dlatego porównałem ośrodek do przedszkola. Pobyt w ośrodku? Wobec sytuacji w jakiej się znalazłem, najlepsza rzecz jaka mogła mi się przydarzyć! Ale to był dopiero wstęp. Postawa. Początek.
Bez pobytu w ośrodka nie ruszyłbym dalej. Gdybym nie ruszył dalej, pobyt w ośrodku byłby najprawdopodobniej tylko ośmiotygodniową przerwą od grania, które do dziś mogłoby mnie już kilka razy zabić.
Nie bójcie się iść do przedszkola. Ale gdy już je ukończycie nie zapominajcie, że było to tylko przedszkole, a nie studia. A nie można pójść na studia bez szkoły średniej…
Ważny głos. W zasadzie nie ma potrzeby komentować lub dodawać czegokolwiek. Z chęcią udostępnię do innym, może dla kogoś będzie inspiracja do refleksji.