Ponad 10 lat obstawiania meczów. Poszukiwania szczęścia, gonitwy za pieniądzem, marzeń o luksusowym życiu. Hazard tak mnie oślepił, że nie zauważyłem iż prawdziwy Skarb znajduje się u mojego boku. Tym Skarbem jest moja narzeczona. 27 lutego mija 9 lat odkąd jesteśmy razem.
Gdy byłem w liceum popularne było powiedzenie: „Jak kraść to miliony. Jak kochać to księżniczki”. Bardzo je lubiłem. Za „kraść” wstawiałem „wygrywać” i miałem gotową dewizę na życie. O wygrywaniu graniu możecie poczytać we wcześniejszych wpisać. Dziś będzie o kochaniu.
Gdy pod koniec gimnazjum dowiedziałem się, że moja miłość była ze mną z powodu zakładu o piwo postanowiłem, że w liceum to sobie wynagrodzę. Nie chodziło jednak o przelotne numerki. Marzyłem o prawdziwej miłości. O księżniczce, która będzie tak piękna, że wszyscy będą mi jej zazdrościć. Tak wiem, że to mega próżność, ale taki właśnie byłem. Zresztą pisałem o tym – TUTAJ.
Poszukiwania szły mi o tyle dobrze, że dzięki temu iż wcześniej 8 lat trenowałem taniec towarzyski, miałem łatwość w nawiązywaniu kontaktu z płcią przeciwną. Problem polegał jednak nad tym, że ja szukałem „księżniczki”. Musiała być najpiękniejsza. Oznaczało to tyle, że gdy już zaczynałem z kimś kręcić to często i szybko zmieniałem obiekt westchnień, ponieważ namierzałem ładniejszą. Gdy wreszcie znalazłem tą najładniejszą, gdy zaczynało się coś układać, dziewczyna się wystraszyła. Miała wielu adoratorów, ale chyba tylko ja biegałem do niej 10 km po zmroku i na tysiąc sposobów tłumaczyłem jak ją kocham 🙂
Prawdziwa miłość nadeszła jednak później. Kolega z klasy poszedł na studniówkę do innej szkoły z koleżanką z gimnazjum i wrzucił z Nią zdjęcie na Naszą Klasę.
– Hej, Seba! Widziałem fotę na NK. To twoja nowa dziewczyna?
– Nie, koleżanka. Głupio w ogóle wyszło. Poszedłem z nią, a bawiłem się z jej kolegami.
Tak zapaliło się zielone światło. Napisałem do Niej. Coś w stylu, że widziałem zdjęcie i spodobał mi się jej uśmiech. Co oczywiste, nie poleciała na to. Zaczęliśmy jednak pisać ze sobą i po jakiś czasie się umówiliśmy.
Pamiętam jakby to było wczoraj. Podchodzę do Niej, witamy się i nagle ja mówię:
– To co, możemy napijemy się wina albo skoczymy na drinka?
– Pff… Zostałam uprzedzona, by nie pić z tobą alkoholu!
W mojej głowie pojawiło się coś w stylu: „No to pięknie. I po co mi to było?” Zacząłem zastanawiać się jak się ulotnić. Weszliśmy do jakiegoś lokalu i pytam:
– A może na kawę masz ochotę?
– Wiesz, napiłabym się piwa… – odpowiedziała.
„Ok, czyli tak się bawimy” – pomyślałem.
Spędziliśmy tam kilka godzin. Non stop gadaliśmy, tak jakbyśmy znali się od dawna. Choć jak czasem wspominamy tamten dzień, to Ona uważa, że to głównie ja gadałem… 😉
I tak zaczęliśmy się spotykać. Nie było nam łatwo. O trudnościach jakie napotykaliśmy nie będę jednak pisał, ponieważ musiałbym naruszyć Jej prywatność, a tego robić nie chcę. Najważniejsze, że ostatecznie byliśmy razem, a jako początek naszego związku przyjęliśmy 27 lutego, czyli dzień naszego pierwszego spotkania.
W sierpniu wyjechaliśmy razem na studia do Warszawy. Mimo że Ona planowała studiować w innym mieście, zmieniła swoje plany. Dla mnie. Tak oto znalazłem swoją księżniczkę.
To jednak nie bajka. Nie przeczytasz tu „i żyli długo i szczęśliwie”. Nie była to bajka, ponieważ ja i moje uzależnienie od hazardu, regularnie zmienialiśmy tę bajkę w koszmar. Nawet nie wiem od czego zacząć. Czy jesteś w stanie sobie wyobrazić, że ktoś darzy Cię miłością tak silną, że nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić? Ona właśnie tak bardzo mnie kocha. I nie ma w tym choćby szczypty przesady. A ja nie potrafiłem tego docenić…
Byłem hazardzistą zanim Ją poznałem. Byłem nim także będąc z Nią oraz wtedy, gdy zamieszkaliśmy razem. Grałem. Obstawiałem mecze. Czasem wygrywałem, czasem przegrywałem. Porażki zaczęły mieć jednak większy wymiar. Kiedyś przegrywałem swoje kieszonkowe. Gdy zamieszkaliśmy razem przegrywałem pieniądze, które były przeznaczone na życie. Wbrew temu co możesz sobie myśleć, kochałem Ją i kocham całym sobą. Robiłem więc więc wszystko, by owych porażek nie odczuła i by o nich nie wiedziała.
Ona uwielbia spędzać ze mną czas. Z głupiego spaceru do pobliskiego parku cieszy się jakbym podarował jej cały świat. Tego nawet nie sposób opisać. To trzeba zobaczyć. Przeżyć. Poczuć. Mimo problemów, które dostarczał mi hazard, robiłem więc wszystko aby Jej to dawać. Często było tak, że zabierałem ją np. na lody, a na koncie było tyle pieniędzy, że starczyło mi tylko na te lody. Resztę wcześniej przegrałem. Gdy wychodziliśmy jeszcze nie wiedziałem skąd skołuję pieniądze. Wiedziałem tylko, że muszę je mieć. I choć na spacerze cały czas myślałem o tym jak zdobyć kasę, starałem się udawać, że wszystko jest ok. Uśmiechać się, żartować. Robiłem wszystko, by się nie dowiedziała.
Pożyczałem pieniądze. Najpierw od ludzi, potem od firm pożyczkowych i banków. Pożyczałem, grałem, za wygrane coś spłacałem, a potem pożyczałem znowu. I tak non stop. Z krótszymi lub dłuższymi przerwami. W pewnym momencie ubzdurałem sobie, że gram tylko dlatego, by Ona nie dowiedziała się, że gram. By się nie zorientowała. Cel był taki, że wygram, spłacę i przestanę grać. Niestety, to zawsze było zamknięte koło.
Wyobraź sobie, że 2-3 dni po wypłacie straciłeś większość pieniędzy. Powiedzmy, że 90%. Oszczędności nie masz, a kolejna wypłata dopiero za miesiąc. W dodatku musisz to ukryć przed swoją partnerką. Nie tylko nie możesz jej powiedzieć, ale musisz tak żyć, by się nie zorientowała. I co zrobisz? Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy tak miałem. W późniejszej fazie uzależnienia miałem tak kilka lub nawet kilkanaście razy w miesiącu. Nie dostawałem kilku wypłat. Przegrywałem wypłatę na początku miesiąca, pożyczałem kasę, wygrywałem jej równowartość, przegrywałem, potem (znów za pożyczone pieniądze) wygrywałem sumę o wartości dwóch lub trzech wypłat, a np. 20-ego dnia miesiąca byłem bez grosza. I tak w kółko. Trzeba było mieć kasę na życie, na długi i na granie, bo wygrana dawała środki na ich spłatę. Wszystko to trzeba było kminić na bieżąco. Bo przecież nie mogła się dowiedzieć.
Zacząłem izolować się od ludzi. Nie chciałem spotykać się z rodziną i ze znajomymi, czy wychodzić z ukochaną, ponieważ miałem większe zmartwienia. Trzeba było zorganizować pieniądze, zagrać, wygrać, spłacić, wziąć kolejną pożyczkę, znowu zagrać…
Nie gram już jakieś 1,5 roku, a od samego wspominania tego wszystkiego rozbolała mnie głowa, ręce zaczęły mi się trząść i serce jakby mocniej bije. Takie życie mnie niszczyło. Niszczyło mój związek. Poczynając od licznych spotkań towarzyskich, na które moja ukochana szła sama, bo ja grałem. Przez kłamstwa, których nie sposób zliczyć. Często w żywe oczy, przysięgając… Po pobyt w ośrodku, kiedy to zostawiłem ją samą na 8 tygodni, a nigdy wcześniej nie rozstawaliśmy się na dłużej niż tydzień.
Pobyt w ośrodku ma jednak drugą stronę medalu. Choć długa rozłąka była cholernie bolesna dla nas obojga, to była początkiem lepszych czasów dla naszego związku.
13 sierpnia 2015 roku się Jej oświadczyłem. 24 czerwca 2017 roku miał być ślub. Wiedziała już o nim rodzina i część znajomych. Była już nawet zarezerwowana sala. W sierpniu 2016 roku moja dziewczyna dowiedziała się jednak, że jestem hazardzistą. Poznała prawdę, którą przez lata strzegłem. Całą prawdę. A mimo to została przy mnie. 24 grudnia 2017 roku, gdy byłem w ośrodku leczenia uzależnień przyjechała do mnie, do ośrodka. Bo chciała tego dnia być przy mnie. 27 lutego 2018 roku mija 9 lat jak jesteśmy razem. I ona dalej chce ze mną być. A ja chce być z nią.
Wciąż myślimy o ślubie. Niestety, z powodu konsekwencji mojego uzależnienia od hazardu nie jesteśmy w stanie go jeszcze zaplanować. Podobnie jest z dziećmi, które także chcemy mieć. Wiem jedno: Ta kobieta mnie kocha miłością, której nie da się opisać, ani zmierzyć. Tak samo, wbrew pozorom, ja ją kocham.
W tym miejscu przez chwilę chciałem napisać czego to dla niej nie zrobię, by wynagrodzić jej wszystkie cierpienia, ale ja już nie chcę gadać. Nie chcę pisać. Nie chcę pisać. Chcę działać. Chcę, by to poczuła. By czuła się kochana. By czuła się szczęśliwa. By chciała spędzić ze mną resztę życia.