Decyzja o tym, że chcę się leczyć w zamkniętym ośrodku wiązała się z tym, że musiałem powiedzieć o swoich problemach rodzicom. Musiałem zrobić to, czego przez te lata obstawiania bałem się najbardziej. Utrzymanie tej tajemnicy przed nimi dotychczas było moim priorytetem. Dlatego brałem kolejne pożyczki, próbowałem się odegrać, robiłem wszystko, by poradzić sobie sam. Niestety, w ten sposób tylko pogarszałem swoją sytuację. Ostatecznie doszło do tego, że chcąc żyć byłem zmuszony wyznać prawdę. Całą prawdę. Najstraszniejszą prawdę.
Mamie powiedziałem przez telefon. Najgorzej jak mogłem. Powinienem powiedzieć jej to prosto w oczy, ale zależało mi na tym, by dowiedziała się przed tatą. To jego bałem się najbardziej. Chciałem przygotować ją na to co się wydarzy, gdy przyjadę do domu. Jej reakcje możecie sobie wyobrazić. Była podobna jak u narzeczonej, o której pisałem tutaj, ale tak jak partnerka od razu zadeklarowała wsparcie, co w całym tym syfie było niezwykle budujące. Wciąż byłem jednak przerażony. Panicznie bałem się rozmowy z ojcem i jego reakcji.
Była sobota. Wyruszyłem wcześnie rano. Mieszkam daleko od domu, więc w podróży spędziłem cały dzień. To była fatalna podróż. Poczucie winy i strach przed tym co mnie czeka sprawiały, że łzy co chwila podchodziły mi do oczu. Ręce latały mi jak oszalałe, a przy każdym postoju autobusu paliłem tyle papierosów, ile zdążyłem przed kolejnym odjazdem. Jeden za drugim. Jeszcze niedawno myślałem o śmierci. O skoku z mostu, na którym byłem kilkukrotnie, zjedzeniu wszystkich tabletek, które miałem w domu, czy wyskoczeniu przez balkon. Gdy stawałem przed przejściem dla pieszych na czerwonym świetle wielokrotnie zbliżałem się do krawężnika i rozważałem kolejny krok wprost pod pędzący samochód. Byłem jednak tchórzem, dlatego tego nie zrobiłem. Tchórzem byłem także wobec czekającej mnie rozmowy z ojcem. Uznałem jednak, że skoro powiedziałem już o wszystkim dziewczynie i mamie to trzeba powiedzieć też ojcu. Nie zmienia to faktu, że im bliżej domu byłem, tym bardziej się bałem.
Próbowałem zaplanować tę rozmowę, ale nie potrafiłem. Bo jak? – Cześć synu! Fajnie, że przyjechałeś. – No, cześć. Słuchaj, dupa mi się pali. Myślałem o tym, by z tego powodu się zabić, ale ostatecznie wolałem powiedzieć o swoich problemach tobie, może mnie wyręczysz. Bez jaj! Po wejściu do domu starłem zachowywać się naturalnie. Miałem w głowie coś takiego, że to może być ostatni raz kiedy ojciec ze mną gada, więc chciałem nacieszyć się tą chwilą. Przez ten stres zapomniałem, że wieczorem jest mecz. Grała reprezentacja, więc logiczne było, że będziemy oglądać. Dramat. Oglądam mecz, by po jego zakończeniu wyznać, że właśnie przez ich obstawianie spieprzyłem sobie życie.
Skończył się mecz. Nadszedł moment, w którym dłużej tej rozmowy odwlekać nie mogłem. – Wyłączcie telewizor, musimy porozmawiać – zacząłem. Tata natychmiast zareagował i z uśmiechem na twarzy zapytał: – Będziecie mieli dziecko?! Łzy zaczęły mi płynąć po polikach. – Mamo, tato, jestem hazardzistą. Jestem chory i muszę się leczyć. Mama wybuchła płaczem. Przez cały dzień zwijała się z bólu, ponieważ z nerwów bolał ją brzuch. Przerażający widok. Ojciec zdębiał. – Mam od groma długów, straciłem pracę i chęć do życia. Jeśli dalej mam żyć muszę się leczyć! – wykrzyczałem, by przebić się przez zachodzącą się z płaczu mamę. Tata spojrzał na mnie tak jakby zaraz miał dać mi w pysk. Po chwili odwrócił się, wlepił wzrok w kominek i zamilkł. Mama płakała, ja płakałem, tata milczał. Mijały minuty. W końcu się odezwał: – A co ze ślubem? – Odwołujemy. Potrzebuję 10 tysięcy na ośrodek – odpowiedziałem. – Zajebiście! – odparł i znów zamilkł. Nie wiem czy zanim znów przemówił minęło 10 minut, 30, czy 60. Wtedy trwało to wieczność. – Nie ma co dalej siedzieć. Po co?! Trzeba iść spać. Jutro trzeba zadzwonić do ośrodka, że przyjeżdżasz, trzeba przelać kasę i tyle w temacie – powiedział stanowczo i poszedł spać.
Gdy obudziłem się następnego dnia bałem się wyjść z pokoju. Słyszałem rozmawiających rodziców, ale nie słyszałem o czym rozmawiają. Uchyliłem drzwi. Usłyszałem, że się śmieją. ZGŁUPIAŁEM. Gdy zszedłem na dół tata był w toalecie. Nie zdążyłem spytać mamy co się dzieje i pojawił się ojciec. Z uśmiechem na twarzy śpiewał „Czarny chleb i czarna kawa”… – No co się tak gapisz! Przyzwyczaj się! – powiedział widząc moje zdziwienie i dalej się śmiał. To był najdziwniejszy dzień w moim życiu. Dopiero później zrozumiałem, że tata zachowywał się tak, ponieważ w ten sposób odreagowywał. Była niedziela. Rodzice zrobili przelew na opłatę ośrodka, zarezerwowali mi miejsce. Tego samego dnia wróciłem do domu po rzeczy. Pożegnałem się z dziewczyną i w poniedziałek znów byłem u rodziców. Ci we wtorek wieźli mnie już do zamkniętego ośrodka leczenia uzależnień. Na 8 tygodni…