Gdy byłem pod ścianą, błagałem Go o pomoc. Gdy byłem na dnie, zdarzało się, że Go obwiniałem. Obecnie dziękuję Mu za to jak pokierował moim życiem. Ten wpis jest o Bogu, który był, jest i będzie obecny w moim życiu.
Narzeczona, rodzice, brat (rodzina), znajomi, terapeuci, inni pacjenci ośrodka… Odkąd prawda o moim uzależnieniu od hazardu ujrzała światło dzienne i rozpocząłem wędrówkę w kierunku lepszego (zdrowego) życia, spotykam na swej drodze mnóstwo życzliwych ludzi. Otrzymuję od nich bezcenną pomoc i wsparcie, za które jestem wdzięczy.
Za to wszystko i wszystko inne dziękuję Bogu. Wiara w Boga wielokrotnie mi pomagała. Pozwalała znaleźć wyjście w sytuacjach bez wyjścia. Pozwalała ujrzeć światło w ciemnościach. Dodawała sił, gdy padałem z wycieczenia. Przywracała spokój, gdy tak bardzo się bałem…
Wszystko zaczęło się, gdy byłem małym chłopcem. Co wieczór odmawiałem wówczas pacierz z jednym rodziców, a w niedzielę chodziliśmy do kościoła. O Bogu mówiła mi też moja ś. p. prababcia. która przy okazji życzeń zawsze powtarzała bym szedł przez życie z Bozią. Ona sama codziennie nastawiała budzik na 6:00 rano, by się modlić.
Wielkim wydarzeniem była dla mnie I komunia święta. Pamiętam te przygotowania. Naukę modlitw i pieśni. Tamtego dnia w kościele śpiewałem tak głośno, jak tylko potrafiłem. Dużo radości sprawiło mi też to, że była przy mnie cała rodzina.
Życie toczyło się dalej. Różnie się w nim układało. Podobnie było z moimi relacjami z Bogiem. Czasami wcale nie chodziłem do kościoła. Bywało tak, że zapominałem o codziennej modlitwie. Nigdy jednak nie zapominałem o Bogu. On zawsze był obecny w moim życiu. Wierzyłem w Niego i doświadczałem Jego obecności.
Bóg i uzależnienie
Gdy uzależniłem się od hazardu i zaczęły pojawiać się problemy, pomocy zacząłem szukać właśnie u Boga. Prosiłem Go, aby drużyna X wygrała, by „wszedł” mi kupon, bym mógł odzyskać pieniądze i ukryć przed bliskimi to, że gram. I On spełniał moje prośby. A ja grałem dalej.
W celu uzyskania większych wygranych zwiększałem stawki. Gdy wygrywałem na chwilę było ok, ale grałem dalej. Przy zwiększonych stawkach porażki oznaczały większe straty. W krytycznych sytuacjach już nie prosiłem Boga o pomoc. Ja Go błagałem. Błagałem, by „wszedł” mi kupon przysięgając, że jeśli wygram, to spłacę zobowiązania i już nigdy nie zagram. I On spełniał moje prośby. Przestawałem grać, ale później grałem dalej.
Tak bardzo bałem się, że moi bliscy dowiedzą się o moich problemach, że zanosiłem kupony do kościoła. Modliłem się, ale w ręku zamiast różańca były właśnie kupony. W pewnym momencie błagając Boga o pomoc tłumaczyłem, że gram tylko po to, by wygrać na spłatę długów. By ukryć je przed bliskimi, ponieważ panicznie bałem się ich reakcji. Bałem się, że mnie zostawią. I Bóg mi pomagał, a ja grałem dalej.
Gdy przegrywałem to w najbardziej krytycznych momentach obwiniałem za to Boga. Kilkukrotnie wpadłem w taką histerię, że wykrzykiwałem pretensje do Niego. Krzyczałem i płakałem. Wstydzę się tego, ale ja po prostu tak bardzo się bałem, że rozrywało mnie od środka.
Sporo się od tamtej pory zmieniło. Nie gram, a jak napotykam w życiu trudności, to traktuję je jako wyzwania i staram się stawiać im czoła. Nie zawsze mi się to udaje, ale już nie obwiniam Boga za swoje niepowodzenia.
Wiara w Boga naprawdę wiele mi dała. Być może uznasz inaczej, luz. Ale, jak powiedział kiedyś Clive Staples Lewis: „Gdzie byłbym teraz, gdyby Bóg spełniał wszystkie głupie prośby, z którymi się do Niego zwracałem?”
Jezeli czynisz dobro Bog jest Twoimi dlonmi.. to juz tylko od Ciebie zależy jakie beda twoje czyny…
Skąd ja to znam jakbym widział siebie