Nie pisałem nic ponad dwa tygodnie. Byłem u rodziny, a potem rodzina u mnie i chciałem ten czas w pełni poświęcić jej. Było super. Wczoraj wieczorem goście wyjechali. Dziś od rana jest mi smutno, ale wcale nie z powodu ich wyjazdu…
Przez pierwszy tydzień byłem u rodziców, lecz dziś nie o nich. W drugim tygodniu przyjechała do mnie siostra narzeczonej z mężem i dziećmi. Ich pobyt uświadomił mi jak bardzo chciałbym mieć swoje dzieci. I najprawdopodobniej już bym je miał. Miałbym, gdyby nie moje uzależnienie od hazardu, a konkretnie jego konsekwencje.
Córka moich ostatnich gości ma 3 lata, syn niedawno skończył roczek. Ich pobyt z pozoru dał mi trochę w kość. Bo było głośno. Bo w mieszkaniu ciągle był bałagan. Bo wszystko kręciło się wokół nich. I choć piski oraz płacze przerywały tylko dźwięki upadających z hukiem na podłogę zabawek, to tak naprawdę mi to nie przeszkadzało. Wszystko to przykryła bowiem gigantyczna radość z obecności tych dzieci w moim domu.
Ich uśmiechy przykrywały wszystko! Od kilku minut zastanawiam się nad tym, co w tym miejscu napisać, ale dalej nie wiem. Nie potrafię. Nie potrafię opisać słowami radości i szczęścia, jakie dawały mi te dzieci.
Każdą chwile z nimi chciałem na maksa wykorzystać. Bawiłem się z nimi, karmiłem, dużo rozmawiałem… nawet podjąłem się próby przebrania młodego! 😉 Gdy gdzieś wychodziliśmy wózek też był tylko mój. Narzeczona z siostrą troszkę śmieszkowały z tego jak się wczułem, ale to było silniejsze ode mnie. Opieka nad nimi przez te kilka dni stała się dla mnie całym światem. Po prostu.
Tamte dzieci wczoraj pojechały do domu. Dziś od rana jest mi smutno, ale nie z powodu, że już ich nie ma (bo za jakiś czas znów się zobaczymy), a dlatego, że nie mam swoich. Mógłbym mieć. Ale nie mam…
Nie mam dzieci i przez jakiś czas jeszcze mieć nie będę. Nie dlatego, że nie mogę (przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo), a dlatego że przez lata byłem aktywnym hazardzistą. Przegrywałem pieniądze, okłamywałem tych, których kocham. Byłem na leczeniu, pewne sprawy wyprostowałem, inne wciąż prostuję. Gdy jednak przez lata robiło się tyle zła, to nie da się tego naprawić w ciągu roku czy dwóch.
Moja partnerka chce mieć ze mną dzieci i to jest teraz najważniejsza wiadomość. Chce, ale jeszcze nie teraz. Ja też chcę, ale też jeszcze nie teraz. Oczywiście, chciałbym BARDZO, ale muszę poczekać. Chcę poczekać, bo uważam, że tak będzie lepiej. Nie zamierzam jednak czekać bezczynnie.
Chcę dalej zmagać się konsekwencjami mojego uzależnienia. Prostować je i eliminować te, które się da. Chcę pracować nad sobą. Nad moim związkiem. Chcę dalej odbudowywać zaufanie mojej narzeczonej. I będę robił to tak długo jak będzie trzeba.
Wierzę, że w konsekwencji nadejdzie taki dzień kiedy z narzeczoną nie tylko będziemy chcieli mieć dzieci, ale będziemy ich pragnąć. Kiedy nie będziemy musieli się tego pragnienia bać, tak jak boimy się teraz – przez moją hazardową przeszłość i jej konsekwencje.
A pewnego dnia moja narzeczona (a mam nadzieję, że już żona) przekaże mi na ręce małego, słodkiego bobaska. Przytulę go wówczas czule i nic więcej już mi do szczęścia nie będzie potrzebne. Nawet jak mnie osika! 😉
Zobacz także:
Historia o poszukiwaniu Skarbu. 9 lat RAZEM!