„Robię to dla niej”. „Robię to dla niego”. Robię to dla moich dzieci”. – Te zdania często słyszę od osób, które chcąc stawić czoła swojemu uzależnieniu decydują się na terapię. Niestety, te same osoby z czasem o swojej motywacji zapominają. Tłumacząc się brakiem zrozumienia ze strony bliskich rezygnują z nich, a nierzadko i z samej terapii. Efekt? Rozpad związku, rodziny, powrót do czynnego uzależnienia i… dalsza destrukcja.

Wszystkich, którzy zgłaszają się do mnie po pomoc zachęcam, aby decydując się na stawienie czoła swojemu uzależnieniu robili to przede wszystkim dla… siebie. Nie widzę nic złego w tym, by ktoś z bliskich był motywacją do działania, ale w wyniku doświadczeń moich i innych uzależnionych, z którymi miałem do czynienia uważam, że partnerka, partner czy ktokolwiek inny z rodzinny nie powinien być głównym źródłem motywacji. Ktoś powie, że liczy się cel, a źródło motywacji nie ma większego znaczenia, jeśli pomoże owy cel osiągnąć. I ok. A co jeżeli dane źródło motywacji, czyli ktoś z rodziny, przeszkodzi w osiągnięciu tego celu?

Przykład. Uzależniony od hazardu Kacper zgłosił się do mnie w poszukiwaniu pomocy. Poświęciłem mu sporo czasu, aby uświadomić mu skalę jego problemów i zmotywować do leczenia. Udało się, po 2. miesiącach naszej współpracy trafił do zamkniętego ośrodka leczenia uzależnień. Kacper poważnie podszedł do tematu. W ośrodku wykonał tytaniczną pracę nad sobą. Jeszcze przed wyjściem z niego załatwił sobie kontynuację terapii w mieście, w którym mieszkał. Z przyjemnością patrzyłem na to jak się zmienia i jak się rozwija! Kacper niemal wzorowo radził sobie z konsekwencjami swojej choroby. Planował i działał. Dzielnie znosił niepowodzenia. Skubany, szybko nauczył się racjonalizować rzeczywistość i to wiele mu ułatwiało.

Niestety, nie wszystko. Jego problemem okazała się żona i jej brak zaufania do niego. Mimo wysiłku, który wkładał w to, by stopniowo je odzyskiwać, nie uzyskiwał oczekiwanych efektów. W końcu się poddał. Napisał mi: „Nie liczyłem, że zapomni, ale wierzyłem, że zauważy moją przemianę i będzie żyło nam się lepiej. Tak nie jest. Czego bym nie zrobił ona wciąż żyje przeszłością i ciągle mi to wypomina. Robiłem to dla niej, ale skoro ona tego nie widzi, to wszystko nie ma sensu”.

Kacper wyprowadził się z domu. Wrócił do gry, narobił sobie nowych długów, a w dodatku zaczął pić. Czy to była wina jego żony? Według mnie nie. Zraniona kobieta po prostu nie poradziła sobie z sytuacją, w którą wpakował ją mąż. Rany się nie zabliźniły i ich to przerosło. Ale czy to powód, by winić ją za to? Za to, że sobie z tym nie poradziła? A Ty byś sobie poradził? A skąd wiesz jak miałbyś to zrobić? Nikt przecież nie uczył nas jak radzić sobie w takich sytuacjach. Ktoś powie, że inne partnerki jakoś umiały sobie z tym poradzić? A ja powiem, że inni partnerzy nie mają problemów z hazardem. I co? Chcesz się licytować? W podobnym tonie rozmawiałem z Kacprem. W końcu poskutkowało. Kacper się ogarnął, a dziś oboje pracują nad tym, by ogarniać swój związek.

Historia Kacpra ma „happy end”, ale nie wszystkie tego typu historie się dobrze kończą. Dlatego zawsze powtarzam: „zrób to przede wszystkim dla siebie”. Przy okazji dla bliskich. Jeżeli bowiem jedyną motywacją będzie np. żona, może dojść do tego, że porzucisz cały swój wysiłek, gdy tylko pojawi się pierwszy kryzys w waszych relacjach. A pojawi się na pewno. I to nie jeden.

Podejście do terapii z myślą, że robisz to dla siebie ma służyć temu, byś nie poległ, gdy przyjdzie kryzys w relacji z bliską Ci osobą. Jak napisałem wyżej – kryzysy są i będą. Jedni je przetrwają, inni nie. Możliwe, że wasz związek tego nie wytrzyma i się rozstaniecie. Dlatego tak ważne jest abyś robił to dla siebie. Abyś ty w takiej sytuacji nie rozstał się ze swoją abstynencją od grania czy jakiekolwiek innego uzależnienia.

Jest jednak druga strona medalu. Robisz to dla siebie, super. „Postaw na siebie”! – ekstra. Pamiętaj jednak, że to nie gra. Nie idź „va banque”. NIE ZAPOMINAJ O BLISKICH! Jest Ci trudno? Pomyśl co musi przeżywać Twoja partnerka. Twierdzisz, że Cię nie rozumie i się czepia? Nie zapominaj, że to przez Twoje uzależnienie wystawiłeś ją na tę próbę. Nie znaczy to, że przez całe życie musisz żyć jak męczennik, ale też nie oczekuj czerwonego dywanu za kilka tygodni terapii.

Nie dam Ci gotowego rozwiązania. Nie ma recepty. Nie ma złotego środka. Chcę tylko byś pod wpływem pracy nad sobą nie zapominał o innych, którzy Cię kochają i których kiedyś Ty pokochałeś. Dziś twoja partnerka Cię wkurza, bo Ci nie ufa. Nie zapominaj, dlaczego tak jest. Może, jeżeli oboje się postaracie, uda Wam się odbudować Wasz związek jak Kacprowi i jego żonie? A może i nie…

Możesz wiele w swoim życiu zmienić. Możesz przestać grać, możesz przestać pić. Może dojść i do tego, że pewnych zmian w związku już dokonać się nie da i się rozstaniecie. Partnerkę też można zmienić. Ojca zmienić jednak nie można. Pozostaniesz nim dla swoich dzieci, nawet jeżeli oboje z partnerką ułożycie sobie życie z kimś innym. Pamiętaj o tym, by za kilka lat nie okazało się, że przez uzależnienie od hazardu, oprócz pieniędzy, przegrałeś także swoje dzieci.

Mierz się z uzależnieniem przede wszystkim dla siebie, ale nie zapominaj o tych, których kochasz – to właśnie TO w tym wpisie próbowałem Ci przekazać.

Zobacz także:
Hazardzisto, przegrywasz ją!
Inne uzależnienia, te same zagrożenia

Udostępnij lub wyślij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *