„Pomocy należy szukać u specjalistów. Terapeutów, w poradniach i w ośrodkach leczenia uzależnień. Ja mogę opisać jak to było u mnie”. Podobne słowa czyta każdy czytelnik bloga, który pisze do mnie w poszukiwaniu pomocy. Moim celem jest to, by po tym jak już dowie się jak to było u mnie, do tych specjalistów trafił.

I często mi się to udaje. Pod koniec października przyszedł SMS z ośrodka, w którym byłem: „Hej ostatnio przyjęłam hazardzistę, którego do leczenia zainspirował Twój blog. To już 5 pacjent w tym roku”. Oprócz nich do ośrodków leczenia uzależnień w minionym roku trafili: Marek, Kuba, Kamil, Damian, Grzesiek, Dawid drugi Kamil i Paweł. O nich wiem, ich sobie teraz przypomniałem. Było ich więcej. Kilka ośrodków też pisało mi, że trafili do nich ludzie po lekturze mojego bloga. Znajomy ostatnio mi zasugerował, że pewnie są jeszcze tacy, o których nie wiem. I może ma rację.

Początkowo z dumą liczyłem każdego, kto po przeczytaniu bloga i kontakcie ze mną trafił na leczenie. Gdy jeden Kamil ,już po ośrodku, gdy niby wszystko było ok nagle przestał się odzywać, gdy napisała do mnie żona Marka, gdy widziałem jak ciężką walkę toczy po ośrodku Damian… Przestałem to robić. Jasne, super jeśli mój blog, czy kontakt ze mną komuś pomaga. Super, jeśli ktoś pod wpływem bloga, czy kontaktu ze mną idzie się leczyć. Te „super” nie oznacza jednak, że super będzie u tych ludzi także po wyjściu z ośrodka. Jest różnie. Bywa, że źle. Czasem bardzo źle. Dlatego przestałem liczyć.

Żaden ośrodek nie daje gwarancji sukcesu. Obserwując losy różnych hazardzistów wychodzę z założenia, że ważniejsze od wyboru ośrodka jest nastawienie z jakim ktoś do niego trafi. Czy pojedzie tam dla świętego spokoju – „bo stara kazała”, czy z własnej woli. Dlatego wszystkim, powtarzam to, co sam kiedyś usłyszałem: „Jeśli chcesz żyć, musisz iść się leczyć”. Według mnie hazardzista musi mieć świadomość, że nie jedzie tam walczyć z hazardem. Musi mieć świadomość, że jedzie tam walczyć o życie.

Nawet najbardziej solidnie wykonana praca w ośrodku może pójść na marne, jeżeli po wyjściu z niego nie będzie kontynuacji terapii. Pisałem o tym – TUTAJ. Ja sam wyłożyłbym się niezliczoną ilość razy, gdybym po ośrodku nie pracował z terapeutką. Jak teraz sobie przypomnę wszystkie te kryzysowe momenty… Nie będzie w tym cienia przesady jeśli napiszę, że zawdzięczam Jej życie. Dziękuję Ci Iza!

A wracając do tematu. Dostaję naprawdę dużo wiadomości od Was. Staram się na nie odpowiadać najszybciej jak mogę i najlepiej jak potrafię. Musicie mieć jednak świadomość, że nie ma jednej, cudownej recepty na wyjście z tego gówna. Nie dostaniecie jej pisząc do mnie. Ja jestem po to, by hazardzista zyskał świadomość, że siedzi w tym gównie po uczy i by zyskał potrzebę zwrócenia się do specjalistów, którzy mogą go z tego gówna wyciągnąć.

W kontakcie z Wami najbardziej lubię to, że to Wy przekonujecie mnie, że można. Serio! I jeśli teraz pomyślałeś, że Twój przypadek jest wyjątkowo beznadziejny i że na bank już nie da się z tego wyjść – wyluzuj. Każdy tak myśli. A jednak potem im się jakoś udaje.

Wybrane wiadomości od Was:

Zobacz także:
Wołania o pomoc
Zapraszam do grupy na Facebooku!

Udostępnij lub wyślij:

2 thoughts on “Trudna pomoc

  1. Witam. Mam na imię Marcin, napiszę krótko o swoich przeżyciach związanych z obstawianiem. Grałem ok. 12 lat. W sumie przez 11 lat granie było tylko takie dla zabawy za małe kwoty 5, 10 czasami 20 zł, z podejściem jak wygram to super a jak nie to nic się nie stało to tylko zabawa. Obstawiałem 2 do 3 razy w tygodniu czasami częściej zależnie od oferty. Zdarzały się jakieś wygrane, ale zazwyczaj kupony nie wchodziły. Nidy nie pożyczałem na granie, nie brałem chwilówek i tak dalej. Na pierwszym miejscu zawsze było myślenie o opłaceniu rachunków, bieżących spraw. Przez tyle lat pewnie z tych kwot za które grałem ładna suma by się uzbierała. Wszystko było ładnie do pewnego momentu, w ostatnim roku kiedy grałem, nagle wszystko się zmieniło, większa wygrana i chyba woda sodowa uderzyła do głowy. Zacząłem obstawiać za większe stawki 100, 200 zł i więcej. To co wygrałem, oczywiście przepuściłem, zacząłem wydawać całe wypłaty na granie. Zacząłem kombinować, okłamywać żonę i rodzinę, stałem się nerwowy nie potrafiłem rozmawiać z innymi, myślałem jak znaleźć pieniądze na granie jak te się kończyły ”może coś ukradnę i sprzedam”. Żonę tak potrafiłem zmanipulować, że rachunki opłacane były z jej pensji a swoją, z której wcześniej wszystko opłacałem oczywiście przegrywałem na graniu . Na szczęście, wszystko się dobrze skończyło, nie zdążyłem nabrać chwilówek, nie zadłużyłem się u znajomych i rodziny chociaż myśli takie były i już praktycznie wziąłem prawie kredyt, ale w ostatniej chwili się wycofałem. Jakiś wewnętrzny głos mi powiedział „co Ty robisz zastanów się”. Odpuściłem, ale dalej grałem. Pewnego wieczoru bawiąc się z dziećmi razem z żoną coś mnie ruszyło. Myślę sobie mam taką wspaniałą rodzinę, cudowną żonę, kochane córeczki co ja odwalam. Uświadomiłem sobie że mam wielki problem. I nagle taka myśl Panie Bożę proszę Cię pomóż! dałeś mi tak wielkie szczęście jaką jest ta rodzina, uwolnij mnie od tego nałogu. Cały wieczór myślałem o moich trzech dziewczynach o rodzinie. I prosiłem o pomoc Pana Boga, modliłem się. Muszę to napisać, oczywiście tego dnia postawiłem kupon za ostatnie pieniądze z mojego konta było to 300 zł. Modląc się i prosząc o pomoc i tak co jakiś czas patrzyłem na wyniki meczy. W pewnym momencie powiedziałem cicho pod nosem. Panie Boże jeśli mnie słyszysz proszę Cię pozwól mi wygrać ten kupon, odbić się od dna i dać mi siłę do walki z tym nałogiem. Jeśli mnie wysłuchasz będzie to ostatni kupon jaki zagram w swoim życiu. Dosłownie tak to wyglądało. Oczywiście spoglądając na wyniki meczów, widziałem już, że kupon raczej wyląduje w koszu, kilka meczy się kończyło a wyniki były na moją nie korzyść. Kładąc się spać myśląc o całym dniu, o tym co ja najlepszego robię, o rozmowie i modlitwie z Bogiem, że w sumie jestem beznadziejny nawet Jego chciałem szantażować jakąś wygraną, że co ja od Niego chce mam wolną wolę i to moje wybory doprowadziły mnie do tej całej sytuacji i stanu w jakim się znajduję, kolejna myśl to taka nie mam kasy, muszę się odkuć i kombinowanie skąd ją teraz wezmę. Gdy już leżałem w łóżku, oczywiście musiałem sprawdzić ile meczy mi nie weszło na kuponie, zawsze tak robiłem. Zalogowałem się u buka, patrze a tam wygrana, myślę sobie to nie możliwe, to chyba cud. Wszystkie mecze sprawdziłem na innych stronach, czy nie ma pomyłki nie było. Wygrałem. Analizując wszystkie mecze już na spokojnie, zauważyłem, że w ostatnich minutach, żeby nie powiedzieć sekundach wyniki zmieniły się na wygraną dla mnie. Wiem jedno to jest nie możliwe, dla mnie to był znak i cud. Znak tego, że Jestem Twój Bóg i Ojciec, wysłuchałem Cię teraz Twoja kolej. Jak to zobaczyłem po prostu się rozkleiłem, płakałem jak małe dziecko, dziękując i mówiąc, że z tym koniec. Poczułem wewnętrzny spokój jakiego dawno nie czułem. Następnego dnia czułem radość, chęć do życia. Pierwsze co zrobiłem tego dnia, pozamykałem konta u bukmacherów. Wiem jedno, pewnie część osób czytając to pomyśli, że to historia wymyślona, że to nie możliwe, że to nie cud. Panie Boże dziękuję Ci za to, że mnie wysłuchałeś, że wlałeś w moje serce ten spokój i siłę do walki z tym nałogiem. Może to moje świadectwo, pomoże również innym osobą z tym nałogiem. Pamiętajcie, że jest Pan Bóg Nasz Ojciec i On potrafi słuchać i pomagać. Od kilku miesięcy nie gram, nie ciągnie mnie do tego, jakiekolwiek reklamy bukmacherów są mi obojętne, przechodzę koło punktów stacjonarnych – nic mnie nie kusi żeby do nich wejść. Na początku, jeszcze miałem kilka razy myśl żęby zagrać, ale krótka rozmowa z Panem Bogiem, który od razu przed oczami pokazuje mi moją uśmiechniętą rodzinę i te myśli się skończyły. W moim przypadku to Bóg Ojciec okazał się najlepszym terapeutą, ale wiem że część osób nie uwierzy w tą historią dlatego powinny jak najszybciej pomyśleć o swoich najbliższych, o szczęściu które ich otacza i poddać się terapii w profesjonalnym ośrodku. Mi się udało! Panie Boże dziękuję Ci za tą łaskę i pomoc! Kocham Cię Panie Boże Ojcze mój. Pamiętajcie wiara czyni cuda.
    PS. Swoją historią nie chcę urazić czy obrazić uczuć religijnych osób innej wiary
    Pozdrawiam
    Marcin

    1. Hej! Bardzo mi się spodobało to, co napisałeś. Jestem pastorem. Bardzo chętnie nagrałbym z tobą wywiad. Proszę skontaktuj się ze mną pod następującym adresem emailowym: m.holdenmayer (at) gmail.com.

      Dzieki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *