Pod koniec lipca ściągnąłem aplikację. Z początkiem sierpnia rozpocząłem treningi, a dziś zakończyłem ich kolejny etap. I choć mój brzuch wciąż jest podobny do brzucha Jasona Stathama tylko w tym, że ma pępek… schudłem!
W grudniu 2017 na blogu pojawił się wpis „Ławka terapeutyczna w… siłowni!”. „Terapeuci w ośrodku powtarzali, że chcąc przestać grać, pić czy brać narkotyki trzeba znaleźć sobie zamiennik. Chodzi o jakieś zajęcie, które dostarczy przyjemności, ale będzie przy tym bezpieczne i wypełni pustkę po uzależnieniu. U mnie jednym z nich jest siłownia” – pisałem wówczas.
Z moich chodzeniem na siłownię bywało różnie. Inne obowiązki sprawiały, że na treningi brakowało mi czasu, a najczęściej po prostu sił. Dziś myślę, że to kwestia odpowiedniego zarządzania czasem, którego wciąż się uczę. Podobnie jest z systematycznością i wytrwałością. Nad tym też pracuję. I choć wciąż jest nad czym pracować, są już pierwsze efekty tej pracy. Jednym z nich jest mój brzuch.
Pod koniec lipca zainstalowałem w telefonie aplikację „Mięśnie brzucha w 30 dni”. Pokazał mi ją kuzyn, który przypadkiem pochwalił się, że ćwiczy. „Skoro on daje radę, to i ja dam” – pomyślałem. I z początkiem sierpnia zacząłem ćwiczyć.
Do wyboru miałem trzy poziomy:
1) „Spalanie tłuszczu z brzucha”
2) „Mięśnie brzucha twarde jak skała”
3) „Mięśnie brzucha jak kaloryfer”
Uznałem, że zacznę od pierwszego i była to znakomita decyzja. Pierwsze treningi były dość łatwe. Nawet, gdy wraz z kolejnymi dniami rosła ich intensywność, dawałem radę. Myślę, że właśnie dzięki temu treningi stały się rutyną. W efekcie nawet później, gdy było trudniej, nie było problemów z motywacją do kolejnych ćwiczeń.
Z końcem sierpnia zakończyłem poziom „Spalanie tłuszczu z brzucha”, a dziś zrobiłem ostatni trening z programu „Mięśnie brzucha twarde jak skała”. Plan na jutro? 1 dzień „Mięśnie brzucha jak kaloryfer”!
Ćwiczę rano, tuż po przebudzeniu. To także dobry patent, bo bez względu na to, co wydarzy się później, mam w głowie to, że dzień rozpoczął się od wykonanego treningu. Dni układają się różnie, a ja początek każdego mam udany właśnie dzięki temu, że zaczynam go od ćwiczeń.
Z raportu wynika, że przez 60 dni poświęciłem na trening 9 godzin i 14 minut spalając łącznie 17076 kalorii. Nie spaliłem całego tłuszczu z brzucha. Moje mięśnie nie są twarde jak skała. Za kolejne 30 dni mięśnie mojego brzucha też pewnie nie będą jak kaloryfer. Mimo to mam dużą satysfakcję.
Po pierwsze schudłem 4 kg. Po drugie widzę, że wyglądam lepiej. Po trzecie, przy odpowiednim świetle, przed posiłkiem, jak się dobrze ustawię i troszkę wciągnę brzuch widzę coś, co przypomina mięśnie! 🙂 Pokazałabym Wam zdjęcie, ale… zgłodniałem :/