Wracam do opisów mojego pobytu w zamkniętym ośrodku leczenia uzależnień. (Z czasem będzie też o życiu po wyjściu z niego, więc zachęcam do zaglądania tutaj). Odkąd zapadła decyzja, że tam jadę było jasne, że Święta Bożego Narodzenia odbędą się podczas mojej terapii. Nikt nie wyobrażał sobie jednak, że Wigilię spędzę tam, dlatego od początku była mowa, że mam mieć przepustkę. Rodzice pytali o taką możliwość, zatem pod tym kątem był luz. Na początku, bo jak już byłem w ośrodku i rozpoczął się grudzień, moje wyjście na święta przestało być tak oczywiste…
Bym mógł zjechać na święta do domu musiałem mieć zgodę kierownika ośrodka. Nie był to łatwy gość (delikatnie mówiąc), dlatego wszystko musiało być przemyślane. I było. Moment rozmowy z nim, przygotowania do niej – wszystko to na bieżąco konsultowałem ze swoją terapeutką podczas sesji indywidualnych. Brakowało mi cierpliwości, ponieważ chciałem mieć to jak najszybciej przyklepane, ale moja terapeutka uspokajała mnie.
– Może jutro to załatwię?
– Nie, jeszcze za wcześnie.
– A może teraz?
– Nie, jeszcze nie.
– A teraz?
– Nie, spokojnie.
Trwało to przynajmniej 2 tygodnie. Ona troszkę śmieszkowała, że zachowuję się jak dziecko, lecz mi wcale do śmiechu nie było. Chodziło przecież o Święta Bożego Narodzenia i o to czy spędzę je w domu z najbliższymi, czy w ośrodku z innymi hazardzistami, alkoholikami i narkomanami!
W końcu nadszedł dzień, w którym moja terapeutka uznała, że mogę porozmawiać z kierownikiem ośrodka o przepustce na święta. Powiedziała mi jak mam z nim gadać, uspokajała mnie, bym nie panikował, przekonywała, że wszystko będzie ok. Wierzyłem jej, ale bałem się gościa. Bałem się z nim rozmawiać i tego, że mnie zaskoczy. Poszedłem do niego z duszą na ramieniu i… powiedział, że nie ma problemu. Szok! To była chwila. Powiedział tylko, że rodzice muszą zapewnić transport w obie strony i jest luzik. Wieczorem (mieliśmy dostęp do telefonów tylko od 19 do 21) zadzwoniłem do rodziców, by przekazać im dobrą wiadomość. Ucieszyli się, następnego dnia mieli zadzwonić do kierownika by dopiąć szczegóły. Przez cały kolejny dzień czułem się zajebiście. Uśmiech nie znikał mi z twarzy. Czekałem tylko na 19, by ponownie zadzwonić do rodziców i poznać szczegóły mojego wyjazdu, czyli tego co ustalili z kierownikiem.
Punkt 19 wziąłem telefon i dzwonię do mamy.
– Cześć, mamuś! To kiedy się widzimy?! – zapytałem. W słuchawce cisza…
– Halo? Halo?!
– Synku, rozmawiałam z Twoim kierownikiem – zaczęła niepewnym głosem.
– No i?!
– Powiedział, że jeśli chcemy możemy zabrać cię na święta, ale jego zdaniem to nie jest najlepszy pomysł. Uznał, że święta w domu rozbiją cię psychicznie i zepsują całą twoją terapię.
– CO KURWA?! CHUJ JEBANY!!! MAMO, NIE JESTEM W STANIE KONTYNUOWAĆ TEJ ROZMOWY, PONIEWAŻ JESTEM WKURWIONY I NIE CHCĘ SIĘ NA TOBIE WYŻYWAĆ. DOBRANOC! – uciąłem.
Jaki ja byłem zły… Wkurwiony! WPADŁEM W FURIĘ! Nie dlatego, że miałem spędzić święta w ośrodku, ale dlatego, że gość mnie wydymał! Bezczelnie zrobił mnie w chuja! Na szczęście w tym momencie nie było go w ośrodku, bo aż boję się pomyśleć co mogłoby się stać… Nie jestem agresywny, ale poziom mojego wkurwienia był wówczas tak duży, że mnie nosiło.
Zadzwoniłem do narzeczonej, by przekazać jej „cudowną wiadomość”. Nie byłem w stanie z nią gadać. Byłem tak podminowany, że krzyczałem na nią, jakby to była jej wina i szybko się ta rozmowa skończyła. Nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Agresja rozwalała mi łeb. Starałem się trzymać od wszystkich z daleka, bo bałem się że komuś wpierdolę.
Uspokoiłem się dopiero, gdy ponownie zacząłem myśleć o narzeczonej. Skrzywdziłem ją. Zostawiłem na czas terapii, zostawiam na święta i jeszcze drę na nią ryja, jakby to była jej wina… Szybko dopadł mnie wstyd, pojawiły się wyrzuty sumienia. Zadzwoniłem do niej, przeprosiłem za moje zachowanie i porozmawialiśmy już znacznie spokojniej. Narzeczona powiedziała mi, że całe życie byłem tchórzem i uciekałem przed odpowiedzialnością. Powiedziała, że najwyższa pora wziąć odpowiedzialność na klatę. Zachować się jak facet. Dodała, że to tylko jedne święta. Ich przebieg może sprawić, że kolejne będę lepsze i o to mam walczyć. Nie muszę chyba mówić, że mnie przekonała? Przekonała i uspokoiła. Dzień zakończyłem w dobrym nastroju. Dobrym, bo zdaniem mej miłości, akceptując pozostanie na święta w ośrodku wreszcie zachowałem się jak facet. Późno, ale jednak. Później zadzwoniłem jeszcze do rodziców, by przeprosić i ich oraz poinformować, że święta spędzę w zamkniętym ośrodku uzależnień. Było im przykro, ale chyba poczuli ulgę…