Pobyt w zamkniętym ośrodku leczenia uzależnień? – Masakra! – myśli pewnie większość z Was. A ja dodam, że to najlepsze co mogło mi się przydarzyć! SERIO! Gdy mówię to zdanie przerażam ludzi jeszcze bardziej. Uśmiechają się, ale w ich oczach widzę strach przed psychopatą. Spokojnie, nie jestem nim. Czytajcie bloga, zrozumiecie.

Na blogu było już o tym jak zacząłem grać. O tym jak rozwijało się moje uzależnienie. O tym jak obstawianie meczów na chwilę uczyniło z mojego życia bajkę, która szybko i na znacznie dłużej zamieniła się w horror. O kłamstwach i innych dużo gorszych rzeczach, do których pchał mnie hazard. Pisałem również o próbie ucieczki od niego, czyli przyjeździe do ośrodka i o tym czego doświadczyłem w pierwszym tygodniu pobytu. Dziś wracam do opisów pobytu w ośrodku i terapii.

Terapia. Mógłbym w tysiącach słów próbować Was przekonywać jak jest ważna, lecz nie chce tracić Waszego cennego czasu. Mnie też próbowano przekonywać. Niby im wierzyłem, ale swoje „wiedziałem”… Aż w końcu przekonałem się na własnej skórze. Był to ważny moment w moim życiu. Ważny i cholernie trudny…

Wstyd się przyznać, ale na terapii uświadomiłem sobie (czy też uświadomili mi), że moje codzienne samopoczucie było uwarunkowane od tego co o mnie mówią. Gdy mnie chwalono – „rosłem”, gdy ktoś choćby w najmniejszy sposób mnie krytykował, zwrócił uwagę (nawet delikatnie), czy żartował ze mnie, to wpadałem w furię. Funkcjonując w ten sposób wszystko robiłem pod publiczkę. Nie da się tak żyć.

Zwróciłem się o pomoc do terapeutki, z którą miałem sesje indywidualne. To nie była łatwa rozmowa. Siedziałem u niej dwie godziny, tłumacząc wszystko. Ona słuchała, słuchała i… nic. Miałem wrażenie, że jest zszokowana moją próżnością. Rozumiem, że mogło to szokować, ale terapeutkę?! Byliśmy w dupie, a ja czułem się jak gówno. W końcu przemówiła i choć cholernie bolało mnie to co mówiła, czułem ulgę z każdym słowem.

Okazało się, że funkcjonując w dotychczasowy sposób budowałem sobie swój pomnik pana doskonałego. Pomnik był potężny, ale ze względu na to, że był tworzony ze sztucznych wartości, miał słabe podwaliny. Wystarczyło by ktoś zwrócił mi uwagę i pomnik się rozpadał, a ja wpadałem w furię. Nawet jeżeli nie ruszałem z kontratakiem, przykrywałem złość uśmiechem, to w głębi duszy czułem nienawiść. Ogromną nienawiść! Oto wnioski jakie zapisałem po tamtej rozmowie:

1. Nie da się być idealnym, ponieważ jesteśmy różni i dlatego nie ma opcji, by wszystkim się przypodobać.
2. Krytyka będzie zawsze się pojawiać, ale zamiast traktować ją jak atak będę traktował ją jako źródło inspiracji. Nawet jeśli nie będę zgadzał się z jej treścią to ponowna refleksja na wskazany temat może sprawić, że działanie dotyczące go da lepszy efekt.
3. Jesteśmy tylko ludźmi. Każdy z nas ma problemy, dlatego muszę liczyć się z tym, że pod ich wpływem ktoś skrytykuje mnie z dużą dawką agresji. Będąc tego świadomym, zanim zareaguje w podobny sposób, zatrzymam się na chwilę, przepuszczę tę krytykę przez sito, które ją wyłagodzi i dopiero wtedy zareaguję.
4. Nie chcę być przeciętny, ale mogę być normalny. Praca to znakomite miejsce, by budować swoją pozycję i dążyć do tego, aby być naprawdę dobry. Muszę tylko pracować, by nie popaść w pracoholizm, bo mam do tego skłonności.
5. Po wyjściu z pracy i powrocie do domu „pomnika” budować nie muszę. Narzeczona pokochała mnie jako zwykłego człowieka, nie supermana. Z rodziną jest podobnie.
6. Po wyjściu z ośrodka w pracy mogę dalej zdobywać szczyty, pamiętając jednak, by nie popadać w skrajności.
7. Najważniejsze jest to, że po powrocie z pracy do domu mogę być normalnym człowiekiem. Kochającym narzeczonym, bratem, synem, dobrym kolegą. Normalnym człowiekiem, a mimo to szczęśliwym człowiekiem. Dobrym człowiekiem.

Wnioski te są dla mnie niezwykle ważne w dalszym zdrowieniu. Na ten moment najważniejsze.

To, a nie długi. Gdy jechałem do ośrodka martwiłem się o długi. O to kiedy i jak je spłacę. One nie są najważniejsze. To tylko pieniądze. Tylko. Rozumiem, co możecie myśleć czytając to. Też tak myślałem. Zrozumiałem to dopiero na terapii, gdy przekonałem się jak hazard wpłynął na moje życie. Na to jaki jestem. A jestem, mimo wszystkich strasznych rzeczy, które dokonałem pod wpływem swojego uzależnienia, wartościowym człowiekiem. Chorym, chorym na śmiertelną chorobę, ale wartościowym.

Udostępnij lub wyślij:

One thought on “Terapia w ośrodku. Smutna prawda o mnie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *