Piszę list do samego siebie, bo sam siebie robię w chuja i chcę to wyjaśnić. Myślicie, że mi odjebało? Tak! Ale nie teraz, a już dawno, gdy wpadłem w szpony hazardu. Ten list to wbrew pozorom oznaka tego, że wcale nie jest ze mną tak źle. Nie wróciłem do gry. W ostatnim czasie zacząłem jednak funkcjonować w starych schematach jak wtedy, gdy grałem. Blog, a konkretnie to jak go omijam, mi to uświadomiło.

„Nie mam czasu”. „Chcę odpocząć”. „Chcę spędzić czas z narzeczoną”. „Chcę obejrzeć film”. „Jutro napiszę”. Potem znów „jutro napiszę”. „I tak nikt tego nie czyta”. „Bo nikt nie komentuje”. „Bo dziennikarz, który zgłosił się do mnie w kwietniu po wywiad zwodził mnie przez kilka miesięcy, odkładał go, a potem łaskawie odpisał, że temat jest nieaktualny”. „Bo nie udało mi się zainteresować blogiem trzech innych dziennikarzy”. „Bo nikogo już tym nie zainteresuje”. „Bo wszyscy mają mnie w dupie” – tak spadała moja aktywność na blogu.

Blog powstał 5 kwietnia. Przez pierwszy miesiąc (do 5 maja) pojawiło się na nim 11 wpisów. W kolejnym miesiącu – 6, w czerwcu ten jest ledwie 2. Od 18 maja znów pracuję. 6 stycznia wyszedłem z ośrodka, więc znalezienie nowej roboty zajęło mi 5 miesięcy. Praca oznacza mniej czasu na bloga, ale to nie to jest powodem spadku mojej aktywności. Nie zacząłem grać. Zacząłem tylko funkcjonować podobnie jak wtedy, gdy grałem.

Grając tworzyłem sobie swój pomnik. Lansera, który żyje jak król. W skrócie: Podróże po mieście taksówkami, zamiast komunikacją. Ubiór: zwykle koszula, zawsze marynarka. Imprezy? Tylko na salonach. Piwo ze znajomymi – tylko z najwyższej półki. Prezenty na święta dla bliskich – KONKRETNE, a nie jakieś chujowe upominki. I tak dalej. Funkcjonując w ten sposób oczekiwałem tego, że w ten sposób będę imponować innym. I często mi się to udawało. Funkcjonując w ten sposób przyzwyczaiłem się do tego, że wszystko muszę mieć „na już”. Funkcjonując w ten sposób, budując swój obłudny kult, potrafiłem odrzucić i zaniedbać wszystkie inne sprawy. Często własne, przez co później miałem problemy, których konsekwencje ciągną się za mną do dzisiaj. Zazwyczaj także innych, przez co ucierpiały moje relacje z bliskimi. Zgrywałem człowieka nie do zajebania, a tak naprawdę cały czas żyłem posrany bojąc się o własną dupę. Tworzyłem sobie swój obraz człowieka niezniszczalnego, a pod tą maską był mały miś z mokrym noskiem. Wrażliwy człowiek.

Praca, którą rozpocząłem w drugiej połowie maja, sukcesy w niej, zaczęły mi dawać to, co kiedyś dawało mi granie. Pochwały przełożonych sprawiły, że zacząłem rosnąć. Łechtały mnie do tego stopnia, że pod kopułą zaczęło się grzać. Chciałem więcej i więcej… Dla niektórych może to normalne, dla mnie niebezpieczne. Znów zacząłem budować swój pomnik. Znów zacząłem olewać inne sprawy. Przestałem chodzić na siłownię, która była dla mnie świetną odskocznią i działała jak terapia w ośrodku. Terapię, którą mam po ośrodku, zacząłem zaniedbywać i odkładać jej sesje. Zacząłem zaniedbywać bloga, który przecież był dla mnie tak ważny…

Sukcesy w pracy sprawiły, że moje myśli powędrowały na tory, po których jeździłem, gdy byłem w czynnym uzależnieniu. Znów wsiadłem do rakiety i odleciałem w kosmos, zamiast żyć na ziemi z innymi ludźmi i twardo po niej stąpać. Piszę ten list, by obrać kurs rakiety z powrotem na ziemię. Dalsze Latanie jest bardzo niebezpieczne. W przeszłości już wielokrotnie się przekonywałem, że wówczas najmniejsza awaria może spowodować katastrofę. Kilka takich upadków na ziemię z dużej wysokości już przeżyłem. Kolejny może mnie zabić. Ląduj!

Hazardzista

Udostępnij lub wyślij:

3 thoughts on “List do samego siebie

  1. Mam podobnie, również przeżyłem traume, która naprowadzila mnie na właściwe tory i choć nie ma ona nic wspólnego z uzależnieniem bardzo mnie zmieniła na lepsze. Ciężko pracowałem nad sobą każdego dnia, co przynosiło wymierne korzyści w pracy. Niestety jak Ty im więcej zarabialem i osiągnąłem w pracy, tracilem pokorę i wracały stare nawyki. Świadomość to pierwszy krok do poprawy i samokontroli ale trzeba się pilnować non stop.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *