Terapeuci w ośrodku powtarzali, że chcąc przestać grać, pić czy brać narkotyki trzeba znaleźć sobie zamiennik. Chodzi o jakieś zajęcie, które dostarczy przyjemności, ale będzie przy tym bezpieczne i wypełni pustkę po uzależnieniu. U mnie jednym z nich jest siłownia.
Zacząłem ćwiczyć w miejscu, gdzie rozpoczęło się wiele pozytywnych zmian w moim życiu, czyli w ośrodku leczenia uzależnień. Mieliśmy tam dwie hantle, krzesło, łóżko, a przede wszystkim czas i chęci, więc był to optymalny zestaw do treningu. Miałem też kompana, który motywował mnie, gdy mi się nie chciało i drugiego kompana, który leżał obok i się nabijał, co też było pewnego rodzaju motywacją 😉 Gdy jeden z nich wyjechał, znalazł się godny następca, więc przez całe 8 tygodni ćwiczyłem.
Święta spędziłem w ośrodku. Gdy w styczniu wróciłem do domu i otworzyłem prezent od Mikołaja znalazłem tam… karnet na siłownię. Okazało się, że w tym samym czasie, niedaleko mojego domu, właśnie otworzyli siłownię. Przypadek?
Za chwilę minie rok odkąd opuściłem ośrodek, a ja wciąż ćwiczę! Oczywiście, zdarza się, że opuszczę trening. Czasem nawet kilka pod rząd. Ale zawsze tam wracam i wznawiam regularnie ćwiczenia. Bez względu na to co dzieje się w danym dniu, z siłowni zawsze wychodzę w doskonałym nastroju. Zawsze. A jaka radocha jest, gdy mi się nie chciało iść, a poszedłem i solidnie poćwiczyłem… Hah, nawet teraz, gdy to piszę, śmieje mi się twarz.
Siłownia znakomicie sprawdza mi się w roli zamiennika. Jeśli chodzę rano, gwarantuje udany początek dnia. Jeśli chodzę wieczorem, gwarantuje jego udane zakończenie. Przy okazji uczy mnie cierpliwości i wytrwałości, bo by osiągnąć oczekiwane efekty, muszę być bardzo cierpliwy i wytrwale trenować.
Znajomi nie uwierzą, w to co napiszę na zakończenie, ale co mi tam. Ważniejsze od efektów tych treningów, tego jak wyglądam, jest to jak dobrze czuje się po każdym treningu. „Siłka” gwarantuje mi dobry nastrój. Gwarantuje!
Bardzo spodobało mi się ostatnie stwierdzenie, że od efektów ważniejsze jest Pana samopoczucie :). W dzisiejszych czasach często zdarza się, że ludzie muszą widzieć rezultaty tego co robią, bo inaczej ich praca nie ma sensu, tak chyba jest skonstruowany ten świat. A przecież jak bardzo ważnym jest to, jak na co dzień czujemy się w tym, w czym jesteśmy, gdzie jesteśmy, co robimy, z kim przebywamy. Żal ogarnia, jak mało do tego przykładamy wagi żyjąc w ciągłym biegu. Przecież gdybyśmy zwracali baczniejszą uwagę na to co się z nami dzieje, dostosowywali swoje „moce przerobowe” do podejmowanych działań to było łatwiej je wykonywać. No tak, ale pojawia się pytanie jak to zrobić? Pisze Pan o dwóch hantlach, łóżku, krześle w ośrodku – raczej nie jest to profesjonalny sprzęt siłowniany, ale rozpoczęcie ćwiczeń zaczęło sprawiać przyjemność. Dlaczego? Bo na tzw. „głowę” zobaczył Pan sens tego co robi (dla zabicia czasu, spędzenia miłych chwil z kolegami, żartowania itp.). I tu jest sedno – uważam, że świadomość tego co się robi, po co, na co i dlaczego jest kluczem do osiągnięcia super efektów, z uwzględnieniem przyjemności czyli naszego samopoczucia. Oczywiście zdarzają się czasami prace, które nie są lubiane przez nas, niechętnie do nich podchodzimy, ale jeśli pomyślimy o sensie i zasadności ich wykonania i zaczniemy to robić to efekty przyjdą. I tak jak Pan, nawet jeśli teraz nie chodzi regularnie, bo wypadnie „coś”, bo tak jest w życiu, to mimo wszystko wraca Pan do zajęcia, które sprawia ogromna przyjemność, a efekty … – myślę, że są widoczne :). Pozdrawiam serdecznie, przed świątecznie.
Dopiszę jeszcze mały kawałek – wcześniejszy tekst miał na celu pokazanie roli zamienników, o których Pan pisze. Oprócz siłowni jest wiele innych zajęć, którym można się oddać. Tylko trzeba je znaleźć, wymyślić, spróbować zacząć robić i słuchać własnego wnętrza (czy mam z tego przyjemność czy nie). Jeśli nie, to szukać dalej i dalej i tak oto tym sposobem możemy rozwijać się pod różnym względem, doświadczać różnego rodzaju zajęć, prac, a przy tym poznawać ludzi, takich jak Pan poprzez znalezienie i czytanie tego bloga.